6 lis 2016

07. Crucio!

Chociaż od pierwszej lekcji zaklęć z profesor Targaryen minął już ponad miesiąc, czwartkowe zajęcia nadal wyglądały tak samo. Daenerys prosiła uczniów o przeczytanie któregoś rozdziału z podręcznika, a później zadawała pytania z nim związane.
Hermiona miała wtedy chwilę wolnego, ponieważ w wakacje wyuczyła się całej teorii z zaklęć na pamięć. Dlatego też, teraz wpatrywała się tęsknie w pięknie wyrzeźbione plecy Dracona. Och, jakże ona za nim tęskniła! Za jego śmiechem, za jego dotykiem, za czułymi słowami, które szeptał jej do ucha, kiedy zasypiali w swoich objęciach późnymi wieczorami w Pokoju Życzeń, przypominającym wtedy sypialnię rodziny królewskiej.
Jesteś moja, ukochana” – mówił. „Za tobą poszedłbym do piekła, gdyby przypadkiem ktoś zesłał tam takiego anioła, jak ty”.
Nie myśl o nim, nakazała sobie w myślach. Niepotrzebnie się ranię. Zresztą... jak już muszę rozpaczać, to bardziej wypadałoby za tatkiem...
Lekcja dobiegła końca.
Wychodząc z klasy, Hermiona zerknęła na profesor Targaryen. Nie potrafiła rozgryźć tej nietypowej kobiety. Granger była przekonana, że nowa nauczycielka nie potrafi czarować, ale kim w takim razie była. Charłakiem? Niby dlaczego profesor Dumbedore miałby przyjąć charłaczkę na stanowisko nauczycielki zaklęć? To nie było zupełnie bez sensu...
– Miona, pośpiesz się, bo nie zdążymy na OPCM i Snape wlepi nam szlabany! – Z zadumy wyrwał ją głos Harry'ego.
– Już, już – westchnęła Hermiona i razem z Potterem, idąc ramię w ramię, udali się na trzecie piętro. Niestety do klasy wpadli spóźnieni.
– Potter! – zagrzmiał Severus Snape, stojący już za biurkiem nauczyciela. – Dziesięć punktów od Gryffindoru za trzaskanie drzwiami!
– P-przepraszam – zająknął się Harry zlękniony. – To był taki odruch...
– Bo zaraz odruchowo grzmotnę cię w ten pusty łeb! – zagroził nauczyciel, a po chwili wybuchnął donośnym śmiechem. – Ale ma pan minę, panie Potter. Przecież żartowałem. No już, zajmujcie miejsca – powiedział, kiedy się w końcu uspokoił i otarł palcem łezkę z prawego narządu wzroku.
Harry wytrzeszczył oczy, stojąc w miejscu, jak spetryfikowany, więc Hermiona – której zachowanie profesora zdziwiło trochę mniej, ponieważ była świadkiem jego dziwniejszych zachowań – popchnęła go lekko i kiedy w końcu usiadł na miejsce, ona z przyzwyczajenia zajęła miejsce za Draco.
– Panno Granger, proszę się przesiąść do pierwszej ławki – powiedział Snape nim zdążyła wyjąć książki z torby. – Nie życzę sobie zajmowania miejsc na końcu sali, jeśli bliżej są jakieś wolne.
Hermiona nie widziała, czy to kolejny żart profesora, ale wolała nie ryzykować. Wstała z krzesła i ruszyła pewnie przed siebie, lecz nieoczekiwanie potknęła się na czymś i runęła z impetem prosto na pośladki.
– Hermiono! – Usłyszała krzyk przerażenia, a przed sobą zauważyła wyciągniętą rękę.
Uniosła wzrok.
To Draco! – zauważyła, patrząc w jego srebrzyste oczy i czającą się w nich miłość wymieszaną z przerażeniem. Skorzystała z jego pomocy i wstała.
– Dziękuję – wyszeptała. Och, tak dobrze było móc go znów trzymać za rękę!
– Nic ci się nie stało, Hermiono? – zapytał, wciąż ją trzymając. Był bledszy i smutniejszy niż kiedyś, a teraz dodatkowo wyglądał na nieziemsko zmartwionego.
Martwi się o mnie? – zdziwiła się. Przecież przy ostatnim bliższym kontakcie nazwał ją szlamą. Wtedy, kiedy upadła na niego na korytarzu.
– Ekhm, ekhm – odchrząknął profesor Snape i Hermiona zabrała rękę, jak oparzona. Zupełnie zapomniała o tym, że znajdywali się w klasie. – Panie Malfoy, proszę usiąść. Panno Greengrass, odejmuję Slytherinowi dwadzieścia punktów za podstawienie nogi koleżance, a po lekcji ustalimy szlaban dla ciebie.
Hermiona spojrzała na Daphnę Greengrass, najpiękniejszą Ślizgonkę z szóstej klasy, która teraz, z czerwoną ze wstydu twarzą, nie wyglądała tak pięknie. Dlaczego podłożyła mi nogę? – zdziwiła się Hermiona. Przecież zawsze traktowała mnie jak powietrze. Z wzajemnością!
– Panie Potter, proszę zabrać pannę Granger do skrzydła szpitalnego.
Hermiona drgnęła.
– Profesorze, to tylko zwykły upadek, nic mi nie jest – rzekła, ponieważ nie chciała tracić części lekcji.
– Nalegam – odparł Severus. – Będę spokojniejszy jeśli Poppy cię sprawdzi.
Harry zmaterializował się przy Hermionie (dziewczyna nawet nie zauważyła, kiedy do niej podszedł).
– Chodźmy, Hermiono – powiedział i objął ją ramieniem i wyprowadził z klasy. – Ale czad, urwaliśmy się z lekcji Snape'a – zaśmiał się serdecznie, kiedy zamknął za sobą drzwi.
– Mi naprawdę nic się nie stało... – mruknęła Hermiona zakłopotana.
W drodze do skrzydła szpitalnego, na jednym z korytarzy, usłyszeli ciche pochlipywanie.
– Stój – szepnęła Hermiona, wciągając Harry'ego do jakiejś wnęki w ścianie i rzuciła na nich zaklęcie kameleona.
Nie wiedziała, co ją do tego czynu podkusiło, ale kiedy zobaczyła sunącą smętnie Daenerys Targaryen, dziękowała Merlinowi ze swojego całego, mocno bijącego serduszka.
– W tym ś-świecie m-mają smoki na wyciągnięcie ręki – zawyła do siebie nauczycielka. – A-ale ja tak b-bardzo tęsknię za D-drogonem, Viserionem i R-rhaegalem...
– W tym świecie? – zapytał zdziwiony Harry, kiedy Daenerys zniknęła za zakrętem. – Co ona? Mugol?
– Nie wiem – szepnęła Hermiona. – Ale od początku wiedziałam, że jest z nią coś nie tak.
– Miona, przepraszam, że śmiałem się z twoich podejrzeń i mówiłem, że to druga Umbridge – odszepnął Harry. – Miałaś rację, że coś z nią nie tak.
– A nie mówiłam – wyszczerzyła się, chociaż wcale jej nie było do śmiechu.
***
Draco był zdenerwowany. Nie, poprawka – on był wściekły.
– Czy ty, na gacie Merlina, ocipiałaś, Greengrass? – wydarł się na blondynkę po lekcjach, kiedy już byli w zielonkawym pokoju wspólnym Ślizgonów. – Dlaczego podstawiłaś Mionie nogę?!
– Mionie? – prychnęła Daphne. – Kiedyś nazywałeś ją szlamą! – krzyknęła i zarechotała szaleńczo.
– Nazwałem ją tak tylko raz! – warknął Draco ze wstydem. Do teraz żałował tego, jak w przypływie złości, zwyzywał ją w drugiej klasie od szlam, chociaż cała ta sytuacja miała jeden plus: Weasley, ten frajer bez talentu, rzygał ślimakami, kiedy spaprał zaklęcie, które miał zamiar rzucić na blondyna.
– Ta szlama nigdy na ciebie nie zasługiwała! – warknęła Daphne, a w Draco się zagotowało.
– Przestań ją tak nazywać! – krzyknął oburzony.
– Szlama, szlama, szlama – zawołała śpiewnie. – Szlama.
Draco wyjął zza pazuchy różdżkę, ale nim zdążył wypowiedzieć jakiekolwiek zaklęcie, ktoś złapał go za rękę.
– Ona nie jest warta tego, żebyś miał kłopoty, Draconie – szepnęła nieśmiało niska dziewczyna i pocisnęła go ku wyjściu z pokoju wspólnego.
Draco do tej pory nawet nie zwracał uwagi na gapiów, przyglądających się jego ostrej wymianie zdań z Daphne. Tak bardzo był skupiony na Hermionie.
– Wyślę ojcu list w tej sprawie – powiedziała cicho dziewczyna, kiedy wyszli na korytarz.
Draco przyjrzał jej się uważniej. Była piękna, jak młody jednorożec, a jej długie, sięgające pasa włosy od razu go urzekły, ponieważ miały dokładnie taki sam odcień, jak włosy Hermiony.
– A kim ty niby jesteś? – spytał, trochę za ostro, bo dziewczyna z zakłopotaniem spuściła wzrok. – Przepraszam, nadal jestem zdenerwowany zachowaniem Greengrass. Jak masz na imię?
Zastanawiał się, jak to możliwe, że nie zwrócił wcześniej uwagi na taką piękność.
– Astoria. Astoria Greengrass – powiedziała cichutko, czerwieniąc się uroczo. – Daphne to moja siostra, niestety. Nasz ojciec wie, że Daphne jest świrnięta i mówił mi, że mam mu donosić o każdym jej występku...
– Czekaj – przerwał jej Draco. – Jak to „Daphne jest świrnięta”?
– Nie powinnam o tym mówić – westchnęła Astoria. – Ale powiem ci... Kilka lat temu stwierdzono u Daph chorobę natury psychicznej... Kadra nauczycielska o tym nie wie, bo zazwyczaj nie ma z tym problemów. Daphne jest leczona. Kiedy urywa się ze szkoły wcale nie odwiedza chorej babci, jak to wszystkim mówi, tylko ma wizyty u lekarza...
– Wow. – Draco nie wiedział, co powiedzieć. Ta informacja była naprawdę szokująca.
– ...a mówię ci o tym, bo... bo Daphne ostatnio się pogorszyło. I może być niebezpieczna. – Kiedy skończyła mówić, wbiła spojrzenie w swoje szmaragdowe buciki.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, Astorio – powiedział blondyn.
– Nie ma sprawy – odparła i spojrzała na niego nieśmiało. I nagle stanęła na palcach, a potem pocałowała Dracona prosto w usta. – Przepraszam! J-ja nie chciałam – szepnęła, wytrzeszczyła z przerażenia oczy i czym prędzej stamtąd czmychnęła.
Draco złapał się za usta, przestraszony. Czy ja w tej chwili zdradziłem Mionę?! – pomyślał zrozpaczony. Idioto, przecież ona z tobą zerwała, przypomniał sobie i upadł na kolana. Uderzył pięścią w posadzkę, chcąc się wyładować, ale to nie pomogło. W efekcie tylko rozbolała go ręka.
***
– Panno Granger, proszę zaczekać!
Usłyszała i zatrzymała się momentalnie. To Snape, pomyślała zdziwiona. Dlaczego idzie za mną do biblioteki?
– Tak myślałem, że cię tutaj znajdę – wysapał zziajany i otarł pot z czoła, kiedy już stali ze sobą twarzą w twarz. – Wracam właśnie od dyrektora.
Serce Hermiony zaczęło walić jak z cebra.
– Nie przypominam sobie, żebym coś przeskrobała – wyszeptała.
– Nie, nie – parsknął śmiechem Severus. – Byłem u dyrektora w sprawie twojego spotkania z matką, Granger.
– Naprawdę? – spytała zaskoczona. Była pewna, że obietnica, którą usłyszała po pogrzebie ojca, pozostanie bez pokrycia, że te słowa miały tylko pocieszyć ją i jej matkę...
– Naprawdę. Przecież ci obiecałem – odpowiedział miękko. – Jutro po kolacji zabiorę cię do kryjówki twojej mamy.
– Nie ma pan pojęcia, ile to dla mnie znaczy! – wyznała i zrobiła coś, o co nigdy by się nie podejrzewała. Zbliżyła się do nauczyciela i objęła go po przyjacielsku.
– Granger, właśnie przytulasz swojego nauczyciela – powiedział Snape zdziwiony. – To niestosowne – dodał.
– Przepraszam – szepnęła zakłopotana, puszczając go. – Naprawdę jestem panu wdzięczna.
Severus uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową.
– Muszę już iść – powiedział po chwili. – Dobranoc, Granger.
– Dobranoc – odpowiedziała. – To niesamowite – powiedziała do siebie, kiedy nauczyciel odszedł i również pokręciła głową.
Miała już iść do biblioteki, kiedy nagle wyrosła przed nią blondwłosa postać. Była dziwnie niewyraźna.
– Teraz zabierasz się za nauczycieli, szlamo?
Poznała ten głos! To była Daphne Greengrass, która właśnie zdejmowała z siebie zaklęcie kameleona.
– Daphne? – Spojrzała na blondynkę niepewnie. – O co ci chodzi? Nic ci nie zrobiłam, ty mi też... Przecież nie zwracamy na siebie uwagi. Do czwartej klasy nie wiedziałam jak masz na imię...
– Zamilcz, szmato! – krzyknęła Ślizgonka. – Sliencio!
Hermiona złapała się za gardło. Spróbowała coś powiedzieć, ale nie udało jej się...
A Daphne nadal celowała w nią różdżką!
Chciała uciec, ale nie zdążyła, bo Greengrass, widząc jak się wycofuje, spetryfikowała ją i Gryfonka upadła.
Crucio!
Nigdy wcześniej nie czuła takiego bólu. Chciała się zwinąć w kłębek, ale zesztywniałe ciało odmówiło jej posłuszeństwa. I pomyśleć, że kiedyś sądziłam, iż ból psychiczny jest gorszy od psychicznego, pomyślała absurdalnie. Do oczu napłynęły jej łzy, miała wrażenie, jakby małe zwierzątka zalęgły w jej wnętrzu i zabrały się za konsumpcję od środka. Chciała stracić przytomność, przestać czuć, ale omdlenie nie nadchodziło...

1 komentarz:

  1. Nie no najpierw Snape się uśmiecha, a teraz śmieję i rzuca takie teksty? To za dużo...xd
    Coraz bardziej żal mi Hermiony, bo kurde praktycznie od samego początku cierpi jak nie psychicznie to fizycznie. Daj jej odetchnąć choć przez jeden rozdział!
    Jak tak dalej pójdzie, to ją zabijesz i tyle będzie z tego pożytku. Chyba, że...taki masz plan, hmm?

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń