Chociaż od pierwszej lekcji zaklęć z profesor Targaryen minął
już ponad miesiąc, czwartkowe zajęcia nadal wyglądały tak samo.
Daenerys prosiła uczniów o przeczytanie któregoś rozdziału z
podręcznika, a później zadawała pytania z nim związane.
Hermiona miała wtedy chwilę wolnego, ponieważ w wakacje wyuczyła
się całej teorii z zaklęć na pamięć. Dlatego też, teraz
wpatrywała się tęsknie w pięknie wyrzeźbione plecy Dracona. Och,
jakże ona za nim tęskniła! Za jego śmiechem, za jego dotykiem, za
czułymi słowami, które szeptał jej do ucha, kiedy zasypiali w
swoich objęciach późnymi wieczorami w Pokoju Życzeń,
przypominającym wtedy sypialnię rodziny królewskiej.
„Jesteś moja, ukochana” – mówił. „Za tobą
poszedłbym do piekła, gdyby przypadkiem ktoś zesłał tam takiego
anioła, jak ty”.
Nie myśl o nim, nakazała
sobie w myślach. Niepotrzebnie się ranię. Zresztą...
jak już muszę rozpaczać, to bardziej wypadałoby za tatkiem...
Lekcja dobiegła końca.
Wychodząc z klasy, Hermiona zerknęła na profesor Targaryen. Nie
potrafiła rozgryźć tej nietypowej kobiety. Granger była
przekonana, że nowa nauczycielka nie potrafi czarować, ale kim w
takim razie była. Charłakiem? Niby dlaczego profesor Dumbedore
miałby przyjąć charłaczkę na stanowisko nauczycielki zaklęć?
To nie było zupełnie bez sensu...
– Miona, pośpiesz się, bo nie zdążymy na OPCM i Snape wlepi nam
szlabany! – Z zadumy wyrwał ją głos Harry'ego.
– Już, już – westchnęła Hermiona i razem z Potterem, idąc
ramię w ramię, udali się na trzecie piętro. Niestety do klasy
wpadli spóźnieni.
– Potter! – zagrzmiał Severus Snape, stojący już za biurkiem
nauczyciela. – Dziesięć punktów od Gryffindoru za trzaskanie
drzwiami!
– P-przepraszam – zająknął się Harry zlękniony. – To był
taki odruch...
– Bo zaraz odruchowo grzmotnę cię w ten pusty łeb! – zagroził
nauczyciel, a po chwili wybuchnął donośnym śmiechem. – Ale ma
pan minę, panie Potter. Przecież żartowałem. No już, zajmujcie
miejsca – powiedział, kiedy się w końcu uspokoił i otarł
palcem łezkę z prawego narządu wzroku.
Harry wytrzeszczył oczy, stojąc w miejscu, jak spetryfikowany, więc
Hermiona – której zachowanie profesora zdziwiło trochę mniej,
ponieważ była świadkiem jego dziwniejszych zachowań – popchnęła
go lekko i kiedy w końcu usiadł na miejsce, ona z przyzwyczajenia
zajęła miejsce za Draco.
– Panno Granger, proszę się przesiąść do pierwszej ławki –
powiedział Snape nim zdążyła wyjąć książki z torby. – Nie
życzę sobie zajmowania miejsc na końcu sali, jeśli bliżej są
jakieś wolne.
Hermiona nie widziała, czy to kolejny żart profesora, ale wolała
nie ryzykować. Wstała z krzesła i ruszyła pewnie przed siebie,
lecz nieoczekiwanie potknęła się na czymś i runęła z impetem
prosto na pośladki.
– Hermiono! – Usłyszała krzyk przerażenia, a przed sobą
zauważyła wyciągniętą rękę.
Uniosła wzrok.
To Draco! – zauważyła,
patrząc w jego srebrzyste oczy i czającą się w nich miłość
wymieszaną z przerażeniem. Skorzystała z jego pomocy i wstała.
– Dziękuję – wyszeptała. Och,
tak dobrze było móc go znów trzymać za rękę!
– Nic ci się nie stało,
Hermiono? – zapytał, wciąż ją trzymając. Był bledszy i
smutniejszy niż kiedyś, a teraz dodatkowo wyglądał na nieziemsko
zmartwionego.
Martwi się o mnie? –
zdziwiła się. Przecież przy ostatnim bliższym kontakcie nazwał
ją szlamą. Wtedy, kiedy upadła na niego na korytarzu.
– Ekhm, ekhm – odchrząknął
profesor Snape i Hermiona zabrała rękę, jak oparzona. Zupełnie
zapomniała o tym, że znajdywali się w klasie. – Panie Malfoy,
proszę usiąść. Panno Greengrass, odejmuję Slytherinowi
dwadzieścia punktów za podstawienie nogi koleżance, a po lekcji
ustalimy szlaban dla ciebie.
Hermiona spojrzała na Daphnę
Greengrass, najpiękniejszą Ślizgonkę z szóstej klasy, która
teraz, z czerwoną ze wstydu twarzą, nie wyglądała tak pięknie.
Dlaczego podłożyła mi nogę? – zdziwiła
się Hermiona. Przecież zawsze traktowała mnie jak
powietrze. Z wzajemnością!
– Panie Potter, proszę zabrać pannę Granger do skrzydła
szpitalnego.
Hermiona drgnęła.
– Profesorze, to tylko zwykły upadek, nic mi nie jest – rzekła,
ponieważ nie chciała tracić części lekcji.
– Nalegam – odparł Severus. – Będę spokojniejszy jeśli
Poppy cię sprawdzi.
Harry zmaterializował się przy Hermionie (dziewczyna nawet nie
zauważyła, kiedy do niej podszedł).
– Chodźmy, Hermiono – powiedział i objął ją ramieniem i
wyprowadził z klasy. – Ale czad, urwaliśmy się z lekcji Snape'a
– zaśmiał się serdecznie, kiedy zamknął za sobą drzwi.
– Mi naprawdę nic się nie stało... – mruknęła Hermiona
zakłopotana.
W drodze do skrzydła szpitalnego, na jednym z korytarzy, usłyszeli
ciche pochlipywanie.
– Stój – szepnęła Hermiona, wciągając Harry'ego do jakiejś
wnęki w ścianie i rzuciła na nich zaklęcie kameleona.
Nie wiedziała, co ją do tego czynu podkusiło, ale kiedy zobaczyła
sunącą smętnie Daenerys Targaryen, dziękowała Merlinowi ze
swojego całego, mocno bijącego serduszka.
– W tym ś-świecie m-mają smoki na wyciągnięcie ręki –
zawyła do siebie nauczycielka. – A-ale ja tak b-bardzo tęsknię
za D-drogonem, Viserionem i R-rhaegalem...
– W tym świecie? – zapytał zdziwiony Harry, kiedy Daenerys
zniknęła za zakrętem. – Co ona? Mugol?
– Nie wiem – szepnęła Hermiona. – Ale od początku
wiedziałam, że jest z nią coś nie tak.
– Miona, przepraszam, że śmiałem się z twoich podejrzeń i
mówiłem, że to druga Umbridge – odszepnął Harry. – Miałaś
rację, że coś z nią nie tak.
– A nie mówiłam – wyszczerzyła się, chociaż wcale jej nie
było do śmiechu.
***
Draco był zdenerwowany. Nie, poprawka – on był wściekły.
– Czy ty, na gacie Merlina, ocipiałaś, Greengrass? – wydarł
się na blondynkę po lekcjach, kiedy już byli w zielonkawym pokoju
wspólnym Ślizgonów. – Dlaczego podstawiłaś Mionie nogę?!
– Mionie? – prychnęła Daphne. – Kiedyś nazywałeś ją
szlamą! – krzyknęła i zarechotała szaleńczo.
– Nazwałem ją tak tylko raz! – warknął Draco ze wstydem. Do
teraz żałował tego, jak w przypływie złości, zwyzywał ją w
drugiej klasie od szlam, chociaż cała ta sytuacja miała jeden
plus: Weasley, ten frajer bez talentu, rzygał ślimakami, kiedy
spaprał zaklęcie, które miał zamiar rzucić na blondyna.
– Ta szlama nigdy na ciebie nie zasługiwała! – warknęła
Daphne, a w Draco się zagotowało.
– Przestań ją tak nazywać! – krzyknął oburzony.
– Szlama, szlama, szlama – zawołała śpiewnie. – Szlama.
Draco wyjął zza pazuchy różdżkę, ale nim zdążył wypowiedzieć
jakiekolwiek zaklęcie, ktoś złapał go za rękę.
– Ona nie jest warta tego, żebyś miał kłopoty, Draconie –
szepnęła nieśmiało niska dziewczyna i pocisnęła go ku wyjściu
z pokoju wspólnego.
Draco do tej pory nawet nie zwracał uwagi na gapiów,
przyglądających się jego ostrej wymianie zdań z Daphne. Tak
bardzo był skupiony na Hermionie.
– Wyślę ojcu list w tej sprawie – powiedziała cicho
dziewczyna, kiedy wyszli na korytarz.
Draco przyjrzał jej się uważniej. Była piękna, jak młody
jednorożec, a jej długie, sięgające pasa włosy od razu go
urzekły, ponieważ miały dokładnie taki sam odcień, jak włosy
Hermiony.
– A kim ty niby jesteś? – spytał, trochę za ostro, bo
dziewczyna z zakłopotaniem spuściła wzrok. – Przepraszam, nadal
jestem zdenerwowany zachowaniem Greengrass. Jak masz na imię?
Zastanawiał się, jak to możliwe, że nie zwrócił wcześniej
uwagi na taką piękność.
– Astoria. Astoria Greengrass – powiedziała cichutko,
czerwieniąc się uroczo. – Daphne to moja siostra, niestety. Nasz
ojciec wie, że Daphne jest świrnięta i mówił mi, że mam mu
donosić o każdym jej występku...
– Czekaj – przerwał jej Draco. – Jak to „Daphne jest
świrnięta”?
– Nie powinnam o tym mówić – westchnęła Astoria. – Ale
powiem ci... Kilka lat temu stwierdzono u Daph chorobę natury
psychicznej... Kadra nauczycielska o tym nie wie, bo zazwyczaj nie ma
z tym problemów. Daphne jest leczona. Kiedy urywa się ze szkoły
wcale nie odwiedza chorej babci, jak to wszystkim mówi, tylko ma
wizyty u lekarza...
– Wow. – Draco nie wiedział, co powiedzieć. Ta informacja była
naprawdę szokująca.
– ...a mówię ci o tym, bo... bo Daphne ostatnio się pogorszyło.
I może być niebezpieczna. – Kiedy skończyła mówić, wbiła
spojrzenie w swoje szmaragdowe buciki.
– Dziękuję, że mi o tym powiedziałaś, Astorio – powiedział
blondyn.
– Nie ma sprawy – odparła i spojrzała na niego nieśmiało. I
nagle stanęła na palcach, a potem pocałowała Dracona prosto w
usta. – Przepraszam! J-ja nie chciałam – szepnęła,
wytrzeszczyła z przerażenia oczy i czym prędzej stamtąd
czmychnęła.
Draco złapał się za usta, przestraszony. Czy ja w tej chwili
zdradziłem Mionę?! – pomyślał zrozpaczony. Idioto,
przecież ona z tobą zerwała, przypomniał sobie i upadł na
kolana. Uderzył pięścią w posadzkę, chcąc się wyładować, ale
to nie pomogło. W efekcie tylko rozbolała go ręka.
***
– Panno Granger, proszę zaczekać!
Usłyszała i zatrzymała się momentalnie. To Snape, pomyślała
zdziwiona. Dlaczego idzie za mną do biblioteki?
– Tak myślałem, że cię tutaj znajdę – wysapał zziajany i
otarł pot z czoła, kiedy już stali ze sobą twarzą w twarz. –
Wracam właśnie od dyrektora.
Serce Hermiony zaczęło walić jak z cebra.
– Nie przypominam sobie, żebym coś przeskrobała – wyszeptała.
– Nie, nie – parsknął śmiechem Severus. – Byłem u dyrektora
w sprawie twojego spotkania z matką, Granger.
– Naprawdę? – spytała zaskoczona. Była pewna, że obietnica,
którą usłyszała po pogrzebie ojca, pozostanie bez pokrycia, że
te słowa miały tylko pocieszyć ją i jej matkę...
– Naprawdę. Przecież ci obiecałem – odpowiedział miękko. –
Jutro po kolacji zabiorę cię do kryjówki twojej mamy.
– Nie ma pan pojęcia, ile to dla mnie znaczy! – wyznała i
zrobiła coś, o co nigdy by się nie podejrzewała. Zbliżyła się
do nauczyciela i objęła go po przyjacielsku.
– Granger, właśnie przytulasz swojego nauczyciela – powiedział
Snape zdziwiony. – To niestosowne – dodał.
– Przepraszam – szepnęła zakłopotana, puszczając go. –
Naprawdę jestem panu wdzięczna.
Severus uśmiechnął się ciepło i pokręcił głową.
– Muszę już iść – powiedział po chwili. – Dobranoc,
Granger.
– Dobranoc – odpowiedziała. – To niesamowite – powiedziała
do siebie, kiedy nauczyciel odszedł i również pokręciła głową.
Miała już iść do biblioteki, kiedy nagle wyrosła przed nią
blondwłosa postać. Była dziwnie niewyraźna.
– Teraz zabierasz się za nauczycieli, szlamo?
Poznała ten głos! To była Daphne Greengrass, która właśnie
zdejmowała z siebie zaklęcie kameleona.
– Daphne? – Spojrzała na blondynkę niepewnie. – O co ci
chodzi? Nic ci nie zrobiłam, ty mi też... Przecież nie zwracamy na
siebie uwagi. Do czwartej klasy nie wiedziałam jak masz na imię...
– Zamilcz, szmato! – krzyknęła Ślizgonka. – Sliencio!
Hermiona złapała się za gardło. Spróbowała coś powiedzieć,
ale nie udało jej się...
A Daphne nadal celowała w nią różdżką!
Chciała uciec, ale nie zdążyła, bo Greengrass, widząc jak się
wycofuje, spetryfikowała ją i Gryfonka upadła.
– Crucio!
Nigdy wcześniej nie czuła takiego bólu. Chciała się zwinąć w
kłębek, ale zesztywniałe ciało odmówiło jej posłuszeństwa. I
pomyśleć, że kiedyś sądziłam, iż ból psychiczny jest gorszy
od psychicznego, pomyślała absurdalnie. Do oczu napłynęły
jej łzy, miała wrażenie, jakby małe zwierzątka zalęgły w jej
wnętrzu i zabrały się za konsumpcję od środka. Chciała stracić
przytomność, przestać czuć, ale omdlenie nie nadchodziło...
Nie no najpierw Snape się uśmiecha, a teraz śmieję i rzuca takie teksty? To za dużo...xd
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej żal mi Hermiony, bo kurde praktycznie od samego początku cierpi jak nie psychicznie to fizycznie. Daj jej odetchnąć choć przez jeden rozdział!
Jak tak dalej pójdzie, to ją zabijesz i tyle będzie z tego pożytku. Chyba, że...taki masz plan, hmm?
Pozdrawiam!