– No i widzisz, Miona, siedziałem sobie na tej miotle, zawieszony
kilka stóp nad ziemią, nagle patrzę: McGonagall skacze z Wieży
Astronomicznej! – śmiał się Harry, kiedy wracali z Hermioną w
wietrzną sobotę z Hogsmeade. – Później się okazało, że to
wcale nie była McGonagall... Tam nie było nikogo! Tylko Ron dosypał
mi jakiegoś proszku ze sklepu Freda i Georga do soku dyniowego
podczas kolacji! – zawołał i zachichotał głośno.
Hermiona pokiwała głową, uśmiechając się lekko, chociaż tak
naprawdę wcale nie było jej do śmiechu. Obawiała się, że
proszek, który Weasley dosypał Harry'emu do napoju, wcale nie był
jednym z produktów Magicznych Dowcipów Weasley'ów, tylko jednym z
magonarkotyków, które można było dostać na Ulicy Śmiertelnego
Nokturnu. Nie podzieliła się jednak swoimi podejrzeniami z Harrym,
ponieważ sądziła, iż ten i tak jej nie uwierzy, osądzając ją o
próbę sabotowania jego przyjaźni z Weasleyem (Rudzielec na pewno
zadbałby o to – jednorazowe podzielenie się jabłkiem, nie
oznaczało, że znowu darzy Hermionę jakimś ciepłym uczuciem).
– Wy się już kolegujecie, nie? – zapytał Harry.
– Ja z Ronaldem? – zdziwiła się Hermiona, a Wybraniec skinął
głową. – Nie... podejrzewam, że dał mi to jabłko z litości...
Wiesz, wtedy cały Hogwart mówił o śmierci mojego taty –
powiedziała posępnie.
– Eee... no tak...
Nieoczekiwanie zza krzaków wyskoczyła jakaś zakapturzona postać.
Hermiona pisnęła mimowolnie, ukrywając się za plecami Harry'ego.
– Harry Potter? – zapytała postać głębokim, miłym dla ucha
męskim głosem.
– Eee... tak, to ja – rzekł Potter, oświetlając różdżką
twarz przybysza. – Och, w mordę... to ty żyjesz?
Hermiona wytrzeszczyła oczy, zdumiona. Zakapturzoną postacią
okazał się być Cedrik Diggory. Cedrik Michael Diggory, który
zginął, ugodzony śmiertelnym zaklęciem rzuconym przez Petera
Pettigrewa na rozkaz Lorda Voldemorta!
– Tak, żyję – odparł Diggory, zdejmując kaptur z głowy i
mierzwiąc swoje lśniące włosy dłonią.
– J-jak to możliwe? – wyjąkał Harry.
Gryfonka spojrzała na przyjaciela i dostrzegła w jego spojrzeniu
przerażenie. Nic dziwnego, skoro był świadkiem śmierci
Diggory'ego, pomyślała i
przytuliła Harry'ego mocno.
– Na pewno da się to wyjaśnić – szepnęła pocieszająco.
– Właśnie nie bardzo – odparł Cedrik, a Hermiona zdała sobie
sprawę z tego, że jego oczy miały niesamowicie miodowy kolor. –
Sam nie wiem, jak to możliwe, że tutaj jestem.
– Musimy zabrać cię do profesora Dumbledore'a! – zawołała
Gryfonka, starając się myśleć jasno i nie pozwolić opanować się
panice.
– Po to tutaj jestem – stwierdził Diggory, a widząc pytające
spojrzenia Hermiony i Harry'ego wyjaśnił: – Jednym z niewielu
moich wspomnień jest to, że nie zdążyłem zaliczyć owutemów.
Pragnę to zmienić.
Granger pokiwała głową ze zrozumieniem. Jej także bardzo zależało
na ocenach, dzięki którym będzie mogła zapewnić sobie dobry
start w dorosłym życiu. Cedrik w tamtym momencie szalenie jej
zaimponował.
– Mogę cię zaprowadzić do gabinetu dyrektora, kiedy dojdziemy do
Hogwartu – zaoferowała swoją pomoc Hermiona.
– Dziękuję ci, eee... przepraszam, mam problemy z pamięcią... –
wydukał nieśmiało młody mężczyzna.
– Hermiona. Hermiona Granger – odparła.
***
Hermiona przyglądała się uważnie zakładającemu Tiarę
Przydziału na głowę Cedrikowi.
Znowu Hufflepuff? – zastanawiała
się. A może jednak coś innego? Ronald mówił, że
Cedrik pasuje to Slytherinu, ponieważ sprytnie sfingował swoją
śmierć dla wielkości i sławy...
– Myślę, że trafi do nas – mruknęła jej na ucho Ginny,
siedząca obok. Hermiona wzdrygnęła się z niesmakiem. Kochała
Ginny, jak siostrę, ale to, o czym dowiedziała się tydzień temu,
napawało ją przerażeniem. – Udawanie trupa przed Voldemortem
wymagało wielkiej odwagi.
– Ginny, on nie udawał trupa – szepnęła Hermiona. – Z
rozmowy u profesora Dumbledore'a wynikałoby, że siła zaklęcia
Pettigrewa była zbyt słaba i Cedrik zapadł w prawie dwuletnią
śpiączkę.
– I niby przespał cały ten czas w grobie?
– Dumbledore sądzi, że magia Cedrika zamroziła jego... procesy
życiowe. Dlatego wygląda zadziwiająco dobrze...
– Świat oszalał – powiedziała Ginny, kręcąc głową. –
Najpierw ktoś zatłukł Flitwicka na śmierć, teraz... to.
Hermiona przyznała jej rację i ponownie skupiła swój wzrok na
Diggorym. Od czasu Harry'ego, tiara nie rozmyślała tak długo
nad czyimś przydziałem.
– GRYFFINDOR! – wtem wykrzyknęła spuścizna Godryka.
Minęło kilka sekund nim oszołomieni Gryfoni zaczęli głośno
klaskać. Hermiona spojrzała na Puchonów, patrzących po sobie
niemrawo; Susan Bones płakała w ramię Hanny Abbott.
Nic dziwnego... Cedrik jako pierwszy od kilkuset lat udowodnił,
że Puchoni mogą być cokolwiek warci. Tak
naprawdę nie miała nic do uczniów Hufflepuffu, ale widziała, jak
traktują ich wszyscy inni. Nawet Hagrid uważał, że
trafiają tam same niezdary.
– Cześć – rzekł Cedrik, zasiadając nieoczekiwanie obok
Hermiony, na miejscu, które czasem zajmował Harry. – Przepraszam,
że znowu ci się narzucam, ale kojarzę tylko ciebie i Harry'ego, a
Harry... – Machnął ręką na siedzących przy drugim końcu stołu
Harry'ego i Rona; Weasley patrzył morderczo na Diggory'ego. –
No... sama widzisz.
– Ależ nie masz mnie za co przepraszać! – powiedziała szczerze
Hermiona. – Zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu od czego ma
się prefektów – zażartowała.
– Dziękuję, Hermiono – odparł chłopak z wdzięcznością. –
Chociaż pamiętam prawie wszystkie zaklęcia, składniki eliksirów
i całą resztę, której się tutaj nauczyłem, to... to nie
pamiętam twarzy, miejsc... całej reszty – dodał zasmucony.
– Może... może te wizyty magomedyków, o których mówili
dyrektor i pani Pomfrey, pomogą ci... przypomnisz sobie.
– Oby – westchnął Cedrik – ale teraz przydałaby mi się
jakaś mapa.
Mapa powiadasz? –
pomyślała, a na głos powiedziała:
– Jutro jest niedziela, mogę cię
oprowadzić po szkole, a potem? Potem coś się wymyśli.
– Więc chcesz, żebym pożyczył
Cedrikowi Mapę Huncwotów? – spytał Harry, unosząc wysoko brwi,
kiedy po kolacji odprowadzili Diggory'ego do jego dormitorium.
Hermiona pokiwała energicznie
głową, a jej piękne loki podskoczyły rytmicznie.
– Nie wiem, Miona – westchnął
Gryfon. – Ta mapa miała być tajemnicą...
– Nie uważasz, że w takiej
sytuacji nie powinno mieć to znaczenia? Trzymanie jej w ukryciu
byłoby trochę egoistyczne.
– Wiem, Miona... Wiem.
– Wiesz? – spytała, unosząc
wysoko brwi, tak jak Harry chwilę przed nią.
– Wiem – potwierdził. –
Zastanawiałem się nad tym podczas uczty. Wiesz... jestem mu coś
winien, w końcu to przeze mnie znalazł się w takiej sytuacji...
Ale Ron uważa, że lepiej nie ryzykować.
– Ach, tak. – Hermiona
skrzyżowała ręce na piersiach. – Ron tak uważa...
– Uważa, że Cedrik może być
wrogiem... że lepiej się z nim nie bratać.
Hermiona prychnęła z pogardą.
– Ronald we wszystkich widzi
wrogów. Pewnie znowu coś sobie uroił, jak wtedy z Wiktorem, i
bezpodstawnie obraża Cedrika... – westchnęła. – Dumbledore ufa
Cedrikowi. Poza tym sprawdzono, czy jest pod wpływem eliksiru
wielosokowego, zaklęć transmutujących, czy jest metamorfomagiem...
Nawet pan Diggory fiuknął się do gabinetu Dumbledore'a i... i...
go rozpoznał. – Łza wzruszenia potoczyła się po policzku
Hermiony, kiedy przed oczami stanęła jej scena z zapłakanym panem
Diggorym, tulącym Cedrika z miłością. Po takim czasie
okazało się, że jego syn żyje!
– Wiem i ufam osądowi
Dumbledore'a, ale daj mi to jeszcze przemyśleć, dobra?
Hermiona skinęła głową.
– Cedrik musi być teraz bardzo
zagubiony – powiedziała ze współczuciem. – To, co go spotkało,
z pewnością pozostawiło po sobie jakieś piętno...
– Musiał być przerażony,
kiedy... kiedy obudził się w trumnie – dodał Harry.
Hermionę przeszły dreszcze. Cedrik
miał szczęście, że jego magia rozsadziła grób, nie uszkadzając
przy tym jego samego. Moc Cedrika musi być naprawdę
potężna. Nic dziwnego, że dwa lata temu został reprezentantem w
tym przeklętym turnieju...
***
W niedzielę, przed śniadaniem, Hermiona wracała z biblioteki.
Planowała odnieść wypożyczone książki do dormitorium, przebrać
się w coś stosownego (zeszłoroczny dres nie należał do
najbardziej eleganckich części jej garderoby) i dopiero po tych
czynnościach zejść do Wielkiej Sali, żeby coś przegryźć.
– Oho, idzie panna Szlama! – zarechotał Ron Weasley, wychodząc
zza zakrętu. – Expelliarmus! – krzyknął.
Rozbroił ją błyskawicznie; różdżka wyrwała się z jej rąk, a
książki rozsypały się po podłodze.
– Ronald – szepnęła ze strachem, kiedy Weasley zbliżył się
do niej i mogła dostrzec jego nienaturalnie rozszerzone źrenice.
Magonarkotyki!
– Dla ciebie król Weasley – prychnął i zaczął podśpiewywać
„Weasley jest naszym królem” w wersji przerobionej przez
Gryfonów.
– Chyba raczej Wieprzlej – wypaliła nim zdążyła ugryźć się
w język, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, zamarła.
Ron spojrzał na nią tak chłodno, że zmroziło jej to krew w
żyłach.
– Tego nauczyłaś się od Malfoya? – wysyczał powoli...
… a potem plask...
Następnym, co poczuła, było pieczenie policzka. Zaszkliły jej się
oczy, chciała sięgnąć po różdżkę, ale Ron trzymał ją w
lewej ręce, prawą celując w Hermionę swoim własnym patyczkiem.
Myślała, że zginie na tamtym korytarzu, z plecami przyklejonymi do
ściany, bez możliwości ucieczki, a paskudna twarz byłego
przyjaciela będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczy.
Zamknęła oczy, czekając na kolejny ruch oprawcy, lecz ten nie
nastąpił.
Usłyszała czyjeś kroki, więc otworzyła oczy w tej samej chwili,
w której Cedrik Diggory odepchnął od niej Rona i chwycił go za
gardło.
– Przeproś dziewczynę – rzekł zdumiewająco opanowanym tonem.
– Wal się, Huffle-cioto! – wycharczał Ron; chciał opluć
Diggory'ego, ale skończyło się na tym, że popluł się po
brodzie. – Puszczaj mnie!
Ale Cedrik go nie puścił, a wręcz przeciwnie – wzmocnił uścisk i uniósł Weasleya tak, że ten zaczął wierzgać nogami,
próbując rozpaczliwie dotknąć stopami podłogi.
– Cedriku, przestań! – krzyknęła Hermiona, kiedy pierwszy szok
minął, odzyskawszy władzę nad własnym ciałem, i podbiegła
szybko do chłopców. – On nie jest tego wart!
– Przeproś ją – powtórzył Cedrik, ale posłusznie odstawił
Rona na podłogę. – Przeproś.
– P-przepraszam – wycharczał potulnie rudowłosy piegus,
rozmasowując sobie gardło.
Hermiona odciągnęła Cedrika pośpiesznie od miejsca napaści.
– Nie popieram zwalczania przemocy przemocą, ale dziękuję –
szepnęła cicho. – Gdybyś tamtędy nie przechodził... Nawet nie
chcę wiedzieć, co mogło się stać...
– Tak właściwie, to nie znalazłem się tutaj przypadkiem –
odparł Cedrik speszony, wyciągając Mapę Huncwotów z kieszeni. –
Harry mi ją dał. Sprawdzałem jej działanie, szukałem kogoś
znajomego. I zobaczyłem ciebie oraz tego Weasleya, zmierzającego w
twoim kierunku. Pomyślałem... pomyślałem, że możesz być w
niebezpieczeństwie. Wiesz... – zawahał się na chwilę – ...on
wydaje się takim... typem spod ciemnej gwiazdy... a jego myśli...
no, wygląda na nikczemnika...
Cedrik miał problem z wysłowieniem się, ale Hermiona nie
przejmowała się tym. Była mu wdzięczna – wdzięczna z całego
serca – za to, że ją obronił.
.
.
.
Wiem, wiem. Pewnie każdy, kto to czytał, był pewien, że to Draco obroni Hermionę, pogodzą się i będą żyć długo i szczęśliwie, ale to jeszcze nie ten rozdział. :)
I mam sprawę. Bo wyświetlenia, zwłaszcza w poprzednich rozdziałach, są jak dla mnie dość spore (z piątką jest gorzej, ale ją dodawałem niedawno) i zastanawiam, czy ktoś to w ogóle czyta, czy to takie wyświetlenia znikąd. Najbardziej zadziwia mnie ten czwarty rozdział, napisany po przerwie - prawie 80 wyświetleń, zero komentarzy. Czy jeśli ktoś to czyta, mógłby dać znać? Nie, żebym pisał dla komentarzy, ale zaczynam się zastanawiać czy w tych wiadomościach odautorskich nie gadam do siebie.
PS: Nie, nie nabiłem tych wyświetleń samodzielnie, ponieważ mam zaznaczoną opcję o nie naliczaniu wyświetleń z mojej przeglądarki.
Czy to prowokacja?
OdpowiedzUsuńNie wiem, skąd takie podejrzenia, ale sprawiły mi one leciutką przykrość.
UsuńCedrik ożył! W sumie się tego spodziewałam, bo nikt inny mi jakoś nie pasował.
OdpowiedzUsuńDaję znać:
Zaczęłam już czytać, a to oznacza, że wpadłam w ciąg i nie skończę, dopóki ty nie skończysz pisać ;)