23 paź 2016

06. Chłopiec, który ożył

– No i widzisz, Miona, siedziałem sobie na tej miotle, zawieszony kilka stóp nad ziemią, nagle patrzę: McGonagall skacze z Wieży Astronomicznej! – śmiał się Harry, kiedy wracali z Hermioną w wietrzną sobotę z Hogsmeade. – Później się okazało, że to wcale nie była McGonagall... Tam nie było nikogo! Tylko Ron dosypał mi jakiegoś proszku ze sklepu Freda i Georga do soku dyniowego podczas kolacji! – zawołał i zachichotał głośno.
Hermiona pokiwała głową, uśmiechając się lekko, chociaż tak naprawdę wcale nie było jej do śmiechu. Obawiała się, że proszek, który Weasley dosypał Harry'emu do napoju, wcale nie był jednym z produktów Magicznych Dowcipów Weasley'ów, tylko jednym z magonarkotyków, które można było dostać na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Nie podzieliła się jednak swoimi podejrzeniami z Harrym, ponieważ sądziła, iż ten i tak jej nie uwierzy, osądzając ją o próbę sabotowania jego przyjaźni z Weasleyem (Rudzielec na pewno zadbałby o to – jednorazowe podzielenie się jabłkiem, nie oznaczało, że znowu darzy Hermionę jakimś ciepłym uczuciem).
– Wy się już kolegujecie, nie? – zapytał Harry.
– Ja z Ronaldem? – zdziwiła się Hermiona, a Wybraniec skinął głową. – Nie... podejrzewam, że dał mi to jabłko z litości... Wiesz, wtedy cały Hogwart mówił o śmierci mojego taty – powiedziała posępnie.
– Eee... no tak...
Nieoczekiwanie zza krzaków wyskoczyła jakaś zakapturzona postać. Hermiona pisnęła mimowolnie, ukrywając się za plecami Harry'ego.
– Harry Potter? – zapytała postać głębokim, miłym dla ucha męskim głosem.
– Eee... tak, to ja – rzekł Potter, oświetlając różdżką twarz przybysza. – Och, w mordę... to ty żyjesz?
Hermiona wytrzeszczyła oczy, zdumiona. Zakapturzoną postacią okazał się być Cedrik Diggory. Cedrik Michael Diggory, który zginął, ugodzony śmiertelnym zaklęciem rzuconym przez Petera Pettigrewa na rozkaz Lorda Voldemorta!
– Tak, żyję – odparł Diggory, zdejmując kaptur z głowy i mierzwiąc swoje lśniące włosy dłonią.
– J-jak to możliwe? – wyjąkał Harry.
Gryfonka spojrzała na przyjaciela i dostrzegła w jego spojrzeniu przerażenie. Nic dziwnego, skoro był świadkiem śmierci Diggory'ego, pomyślała i przytuliła Harry'ego mocno.
– Na pewno da się to wyjaśnić – szepnęła pocieszająco.
– Właśnie nie bardzo – odparł Cedrik, a Hermiona zdała sobie sprawę z tego, że jego oczy miały niesamowicie miodowy kolor. – Sam nie wiem, jak to możliwe, że tutaj jestem.
– Musimy zabrać cię do profesora Dumbledore'a! – zawołała Gryfonka, starając się myśleć jasno i nie pozwolić opanować się panice.
– Po to tutaj jestem – stwierdził Diggory, a widząc pytające spojrzenia Hermiony i Harry'ego wyjaśnił: – Jednym z niewielu moich wspomnień jest to, że nie zdążyłem zaliczyć owutemów. Pragnę to zmienić.
Granger pokiwała głową ze zrozumieniem. Jej także bardzo zależało na ocenach, dzięki którym będzie mogła zapewnić sobie dobry start w dorosłym życiu. Cedrik w tamtym momencie szalenie jej zaimponował.
– Mogę cię zaprowadzić do gabinetu dyrektora, kiedy dojdziemy do Hogwartu – zaoferowała swoją pomoc Hermiona.
– Dziękuję ci, eee... przepraszam, mam problemy z pamięcią... – wydukał nieśmiało młody mężczyzna.
– Hermiona. Hermiona Granger – odparła.
***
Hermiona przyglądała się uważnie zakładającemu Tiarę Przydziału na głowę Cedrikowi.
Znowu Hufflepuff? – zastanawiała się. A może jednak coś innego? Ronald mówił, że Cedrik pasuje to Slytherinu, ponieważ sprytnie sfingował swoją śmierć dla wielkości i sławy...
– Myślę, że trafi do nas – mruknęła jej na ucho Ginny, siedząca obok. Hermiona wzdrygnęła się z niesmakiem. Kochała Ginny, jak siostrę, ale to, o czym dowiedziała się tydzień temu, napawało ją przerażeniem. – Udawanie trupa przed Voldemortem wymagało wielkiej odwagi.
– Ginny, on nie udawał trupa – szepnęła Hermiona. – Z rozmowy u profesora Dumbledore'a wynikałoby, że siła zaklęcia Pettigrewa była zbyt słaba i Cedrik zapadł w prawie dwuletnią śpiączkę.
– I niby przespał cały ten czas w grobie?
– Dumbledore sądzi, że magia Cedrika zamroziła jego... procesy życiowe. Dlatego wygląda zadziwiająco dobrze...
– Świat oszalał – powiedziała Ginny, kręcąc głową. – Najpierw ktoś zatłukł Flitwicka na śmierć, teraz... to.
Hermiona przyznała jej rację i ponownie skupiła swój wzrok na Diggorym. Od czasu Harry'ego, tiara nie rozmyślała tak długo nad czyimś przydziałem.
– GRYFFINDOR! – wtem wykrzyknęła spuścizna Godryka.
Minęło kilka sekund nim oszołomieni Gryfoni zaczęli głośno klaskać. Hermiona spojrzała na Puchonów, patrzących po sobie niemrawo; Susan Bones płakała w ramię Hanny Abbott.
Nic dziwnego... Cedrik jako pierwszy od kilkuset lat udowodnił, że Puchoni mogą być cokolwiek warci. Tak naprawdę nie miała nic do uczniów Hufflepuffu, ale widziała, jak traktują ich wszyscy inni. Nawet Hagrid uważał, że trafiają tam same niezdary.
– Cześć – rzekł Cedrik, zasiadając nieoczekiwanie obok Hermiony, na miejscu, które czasem zajmował Harry. – Przepraszam, że znowu ci się narzucam, ale kojarzę tylko ciebie i Harry'ego, a Harry... – Machnął ręką na siedzących przy drugim końcu stołu Harry'ego i Rona; Weasley patrzył morderczo na Diggory'ego. – No... sama widzisz.
– Ależ nie masz mnie za co przepraszać! – powiedziała szczerze Hermiona. – Zawsze możesz na mnie liczyć. W końcu od czego ma się prefektów – zażartowała.
– Dziękuję, Hermiono – odparł chłopak z wdzięcznością. – Chociaż pamiętam prawie wszystkie zaklęcia, składniki eliksirów i całą resztę, której się tutaj nauczyłem, to... to nie pamiętam twarzy, miejsc... całej reszty – dodał zasmucony.
– Może... może te wizyty magomedyków, o których mówili dyrektor i pani Pomfrey, pomogą ci... przypomnisz sobie.
– Oby – westchnął Cedrik – ale teraz przydałaby mi się jakaś mapa.
Mapa powiadasz? – pomyślała, a na głos powiedziała:
– Jutro jest niedziela, mogę cię oprowadzić po szkole, a potem? Potem coś się wymyśli.

– Więc chcesz, żebym pożyczył Cedrikowi Mapę Huncwotów? – spytał Harry, unosząc wysoko brwi, kiedy po kolacji odprowadzili Diggory'ego do jego dormitorium.
Hermiona pokiwała energicznie głową, a jej piękne loki podskoczyły rytmicznie.
– Nie wiem, Miona – westchnął Gryfon. – Ta mapa miała być tajemnicą...
– Nie uważasz, że w takiej sytuacji nie powinno mieć to znaczenia? Trzymanie jej w ukryciu byłoby trochę egoistyczne.
– Wiem, Miona... Wiem.
– Wiesz? – spytała, unosząc wysoko brwi, tak jak Harry chwilę przed nią.
– Wiem – potwierdził. – Zastanawiałem się nad tym podczas uczty. Wiesz... jestem mu coś winien, w końcu to przeze mnie znalazł się w takiej sytuacji... Ale Ron uważa, że lepiej nie ryzykować.
– Ach, tak. – Hermiona skrzyżowała ręce na piersiach. – Ron tak uważa...
– Uważa, że Cedrik może być wrogiem... że lepiej się z nim nie bratać.
Hermiona prychnęła z pogardą.
– Ronald we wszystkich widzi wrogów. Pewnie znowu coś sobie uroił, jak wtedy z Wiktorem, i bezpodstawnie obraża Cedrika... – westchnęła. – Dumbledore ufa Cedrikowi. Poza tym sprawdzono, czy jest pod wpływem eliksiru wielosokowego, zaklęć transmutujących, czy jest metamorfomagiem... Nawet pan Diggory fiuknął się do gabinetu Dumbledore'a i... i... go rozpoznał. – Łza wzruszenia potoczyła się po policzku Hermiony, kiedy przed oczami stanęła jej scena z zapłakanym panem Diggorym, tulącym Cedrika z miłością. Po takim czasie okazało się, że jego syn żyje!
– Wiem i ufam osądowi Dumbledore'a, ale daj mi to jeszcze przemyśleć, dobra?
Hermiona skinęła głową.
– Cedrik musi być teraz bardzo zagubiony – powiedziała ze współczuciem. – To, co go spotkało, z pewnością pozostawiło po sobie jakieś piętno...
– Musiał być przerażony, kiedy... kiedy obudził się w trumnie – dodał Harry.
Hermionę przeszły dreszcze. Cedrik miał szczęście, że jego magia rozsadziła grób, nie uszkadzając przy tym jego samego. Moc Cedrika musi być naprawdę potężna. Nic dziwnego, że dwa lata temu został reprezentantem w tym przeklętym turnieju...
***
W niedzielę, przed śniadaniem, Hermiona wracała z biblioteki. Planowała odnieść wypożyczone książki do dormitorium, przebrać się w coś stosownego (zeszłoroczny dres nie należał do najbardziej eleganckich części jej garderoby) i dopiero po tych czynnościach zejść do Wielkiej Sali, żeby coś przegryźć.
– Oho, idzie panna Szlama! – zarechotał Ron Weasley, wychodząc zza zakrętu. – Expelliarmus! – krzyknął.
Rozbroił ją błyskawicznie; różdżka wyrwała się z jej rąk, a książki rozsypały się po podłodze.
– Ronald – szepnęła ze strachem, kiedy Weasley zbliżył się do niej i mogła dostrzec jego nienaturalnie rozszerzone źrenice. Magonarkotyki!
– Dla ciebie król Weasley – prychnął i zaczął podśpiewywać „Weasley jest naszym królem” w wersji przerobionej przez Gryfonów.
– Chyba raczej Wieprzlej – wypaliła nim zdążyła ugryźć się w język, a kiedy zdała sobie z tego sprawę, zamarła.
Ron spojrzał na nią tak chłodno, że zmroziło jej to krew w żyłach.
– Tego nauczyłaś się od Malfoya? – wysyczał powoli...
… a potem plask...
Następnym, co poczuła, było pieczenie policzka. Zaszkliły jej się oczy, chciała sięgnąć po różdżkę, ale Ron trzymał ją w lewej ręce, prawą celując w Hermionę swoim własnym patyczkiem.
Myślała, że zginie na tamtym korytarzu, z plecami przyklejonymi do ściany, bez możliwości ucieczki, a paskudna twarz byłego przyjaciela będzie ostatnią rzeczą, jaką zobaczy.
Zamknęła oczy, czekając na kolejny ruch oprawcy, lecz ten nie nastąpił.
Usłyszała czyjeś kroki, więc otworzyła oczy w tej samej chwili, w której Cedrik Diggory odepchnął od niej Rona i chwycił go za gardło.
– Przeproś dziewczynę – rzekł zdumiewająco opanowanym tonem.
– Wal się, Huffle-cioto! – wycharczał Ron; chciał opluć Diggory'ego, ale skończyło się na tym, że popluł się po brodzie. – Puszczaj mnie!
Ale Cedrik go nie puścił, a wręcz przeciwnie – wzmocnił uścisk i uniósł Weasleya tak, że ten zaczął wierzgać nogami, próbując rozpaczliwie dotknąć stopami podłogi.
– Cedriku, przestań! – krzyknęła Hermiona, kiedy pierwszy szok minął, odzyskawszy władzę nad własnym ciałem, i podbiegła szybko do chłopców. – On nie jest tego wart!
– Przeproś ją – powtórzył Cedrik, ale posłusznie odstawił Rona na podłogę. – Przeproś.
– P-przepraszam – wycharczał potulnie rudowłosy piegus, rozmasowując sobie gardło.
Hermiona odciągnęła Cedrika pośpiesznie od miejsca napaści.
– Nie popieram zwalczania przemocy przemocą, ale dziękuję – szepnęła cicho. – Gdybyś tamtędy nie przechodził... Nawet nie chcę wiedzieć, co mogło się stać...
– Tak właściwie, to nie znalazłem się tutaj przypadkiem – odparł Cedrik speszony, wyciągając Mapę Huncwotów z kieszeni. – Harry mi ją dał. Sprawdzałem jej działanie, szukałem kogoś znajomego. I zobaczyłem ciebie oraz tego Weasleya, zmierzającego w twoim kierunku. Pomyślałem... pomyślałem, że możesz być w niebezpieczeństwie. Wiesz... – zawahał się na chwilę – ...on wydaje się takim... typem spod ciemnej gwiazdy... a jego myśli... no, wygląda na nikczemnika...
Cedrik miał problem z wysłowieniem się, ale Hermiona nie przejmowała się tym. Była mu wdzięczna – wdzięczna z całego serca – za to, że ją obronił.
.
.
.

Wiem, wiem. Pewnie każdy, kto to czytał, był pewien, że to Draco obroni Hermionę, pogodzą się i będą żyć długo i szczęśliwie, ale to jeszcze nie ten rozdział. :) 
I mam sprawę. Bo wyświetlenia, zwłaszcza w poprzednich rozdziałach, są jak dla mnie dość spore (z piątką jest gorzej, ale ją dodawałem niedawno) i zastanawiam, czy ktoś to w ogóle czyta, czy to takie wyświetlenia znikąd. Najbardziej zadziwia mnie ten czwarty rozdział, napisany po przerwie - prawie 80 wyświetleń, zero komentarzy. Czy jeśli ktoś to czyta, mógłby dać znać? Nie, żebym pisał dla komentarzy, ale zaczynam się zastanawiać czy w tych wiadomościach odautorskich nie gadam do siebie.
PS: Nie, nie nabiłem tych wyświetleń samodzielnie, ponieważ mam zaznaczoną opcję o nie naliczaniu wyświetleń z mojej przeglądarki.

3 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie wiem, skąd takie podejrzenia, ale sprawiły mi one leciutką przykrość.

      Usuń
  2. Cedrik ożył! W sumie się tego spodziewałam, bo nikt inny mi jakoś nie pasował.
    Daję znać:
    Zaczęłam już czytać, a to oznacza, że wpadłam w ciąg i nie skończę, dopóki ty nie skończysz pisać ;)

    OdpowiedzUsuń