15 paź 2016

05. Wyznania

Odziana w żałobną czerń Hermiona wracała właśnie z biblioteki, niosąc pokaźny stos książek, który zasłaniał jej widoczność. To, że prędzej czy później na kogoś wpadnie, było bardziej niż oczywiste.
Ciężkie tomiszcza wypadły jej z rąk i upadłyby na zimną posadzkę, gdyby nie to, że ktoś zatrzymał je zaklęciem.
– Patrz, gdzie leziesz, Granger – syknęła jakaś dziewczyna, a Hermiona machnęła różdżką i od teraz to ona utrzymywała książki w powietrzu. Że też nie wpadłam na to wcześniej...
– Parkinson? – zdziwiła się Gryfonka, patrząc na dziewczynę przypominającą mopsa. – Dzięki...
– Nie ma za co, szlamo – burknęła Pansy Parkinson, patrząc na Hermionę nienawistnie. – A teraz żegnam – powiedziała wyniośle i już jej nie było.
Granger pokręciła głową, próbując zrozumieć sytuację, która chwilę temu miała miejsce. Parkinson, chociaż nazwała ją szlamą, postąpiła niezwykle uprzejmie, sprawiając, że Hermiona nie musiała zbierać tych wszystkich grubych ksiąg z podłogi. Ostatnio jakoś tak wszyscy zrobili się bardziej mili, pomyślała, przypominając sobie o Ronie, który dzisiejszego ranka oddał jej ostatnie jabłko podczas śniadania.
– Powariowali – mruknęła i ruszyła w dalszą drogę, tym razem nie niosąc woluminów, a utrzymując je nad głową zaklęciem.
Na siódmym piętrze spotkała Lunę, wieszającą na ścianie ładny plakat z rysunkiem malutkiego cielaczka przyssanego do wymion łaciatej krowy. „Nie odbierajcie mi mleka matki!” – głosił napis na plakacie.
– Cześć, Hermiono! – zawołała Luna wesoło, uśmiechając się szeroko.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy z przerażenia. Właśnie przypomniała sobie sen sprzed kilku tygodni – sen, w którym Luna Lovegood miała zamiar zmusić ją do zjedzenia stopy. Stopy Jona Grangera, rozkładającego się teraz w mahoniowej trumnie!
– Hermiono?
Ale Hermiona już biegła przed siebie, chcąc jak najszybciej oddalić się od Krukonki. Była przerażona, jej serce biło szaleńczo, a do brązowych oczu napłynęły łzy. Czy Luna miała związek ze śmiercią tatka?! – myślała zrozpaczona, wpadając do pokoju wspólnego Gryfonów. Czy te koszmary były czymś więcej niż tylko snami?!
Pokonała sprintem spiralne schody, a potem zapukała do drzwi dormitorium dziewcząt z piątego roku. W sypialni była tylko Ginny, siedząca na swoim łóżku, i Hermiona czym prędzej podbiegła do niej, siadając obok.
– G-ginny – załkała. – Ginnyyy.
Przyjaciółka wzięła ją w ramiona i zaczęła łagodnie gładzić po głowie.
– Hermiono, co się stało? – spytała.
– W-wydaje mi się, ż-że przewidziałam śmierć... – próbowała wydusić z siebie Hermiona, lecz nie potrafiła skończyć zdania.
– Twojego ojca? – podpowiedziała Ginny, a szatynka skinęła głową i rozpłakała się na amen. – Ciii, Miona, ciii. Wszystko będzie dobrze...
***
Draco przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze – blada skóra, podkrążone, pełne bólu istnienia oczy i kilkudniowy zarost sprawiały, że wyglądał, jak wrak człowieka. Jak wrak człowieka, którym w istocie był.
Bez Hermiony u boku, Draco nie potrafił cieszyć się życiem. Odkąd dziewczyna z nim zerwała, nawet copiątkowe wieczorki z Ognistą Whisky w towarzystwie Blaise'a i Pansy przestały mieć znaczenie.
Piątek z Ognistą, pomyślał zrezygnowany. Dzisiaj był piątek i właśnie przygotowywał się na jedną z takich libacji, chociaż kompletnie nie miał na to ochoty.
– Czołem, Smoku – zaśmiał się Blaise, wkraczając do łazienki, w której przebywał Draco. – To jak, gotowy na popijawę? – spytał, uśmiechając się szeroko.
Draco westchnął z rezygnacją.
– Oczywiście – odparł, chociaż zupełnie nie miał ochoty na przebywanie w towarzystwie Zabiniego i Pansy. Tak właściwie, to nie miał ochoty na przebywanie w towarzystwie kogokolwiek.
Chyba, że Miony, przymknął oczy, wyobrażając sobie, jak Hermiona uśmiecha się do niego czule. Wyglądała tak anielsko pięknie, że Draco z trudem przezwyciężył chęć pocałowania jej (trafiłby wtedy na powietrze, a Blaise śmiałby się z niego do końca Hogwartu i jeszcze dłużej).
– Przestań już się stroić przed tym lustrem i chodź – ponaglił go Blaise. – Dziewczyny już na nas czekają w Pokoju Życzeń.
– Dziewczyny? – zdziwił się blondyn, bo przecież Pansy była tylko jedna...
– Zaprosiłem Daphne – wyjaśnił Zabini, uśmiechając się figlarnie. – Gorącą Daphne Greengrass, mmm. – Przymknął niebieskie oczy, a po jego minie można było się domyślić, że miał bardzo brudne myśli.
Draco pokręcił głową, odrobinę zażenowany, ale mimo to cieszył się, że chociaż przyjaciel spędzi miło czas. W przeciwieństwie do blondyna, Blaise potrafił być szczęśliwy. Pomimo zbliżającej się wojny...
Draco zadrżał. Miał wrażenie, że Mroczny Znak płonie na jego lewym przedramieniu.
Przypomniał sobie o misji, którą zlecił mu Czarny Pan. Misji, która teraz – kiedy nie był już z Hermioną – stała się jeszcze trudniejsza do wykonania.
– Dobrze, chodźmy już, Demonie – rzekł w końcu. A może jakimś cudem alkohol mi pomoże?

Pokój Życzeń przyjął formę niezwykle gustownej karczmy w kolorze srebra i zieleni. Po jednej ze ścian wił się hipnotyzująco wielki wąż, na innej zaś wisiało olbrzymie godło domu Salazara. W przeciwieństwie do zwyczajnych karczm, w tej był tylko jeden stolik z czterema bogato zdobionymi krzesłami, o nogach w kształcie wężowych ogonów.
Draco siedział obok Pansy, popijając leniwie Ognistą Whisky ze szklaneczki. Naprzeciw niego, Blaise błyskał zębami, obejmując Daphne Greengrass ramieniem. Ale Daphne – ubrana w zadziwiająco krótką, cekinową spódniczkę i szmaragdową bluzeczkę, odsłaniającą część brzucha – nie interesowała się Zabinim, tylko patrzyła prosto na Malfoya, uśmiechając się uwodzicielko.
No może jest ładna i gorąca, ale na pewno nie jest Mioną, pomyślał Draco, ignorując zalotne spojrzenia Daphne. Wywrócił oczami i spojrzał na Pansy.
Parkinson, najbardziej pijaną z towarzystwa, śmiała się radośnie, podśpiewując pod nosem najnowszy hit Fatalnych Jędz. Wyglądała na bardzo zadowoloną z życia, więc Draco, który od wielu tygodni miał wrażenie, iż już nigdy nie będzie szczęśliwy, uznał że może warto doprowadzić się do podobnego stanu. Dopił jednym haustem swoją Ognistą i sięgnął po następną butelkę alkoholu.
– Łuhuu, widzę, że nasz Smok zaczyna wracać do zdrowia – zachichotał Blaise.
Draco posłał mu nieszczery uśmiech. Niech chociaż inni myślą, że jestem szczęśliwy, pomyślał ponuro.
Wzdrygnął się zniesmaczony, kiedy czterdzieści minut i butelkę Ognistej Whisky później, Daphne położyła dłoń na jego udzie, a potem zaczęła nią sunąć w kierunku jego krocza. Spanikowany kopnął ją w kostkę. A raczej myślał, że kopnął ją w kostkę, bo w rzeczywistości trafił w nogę Blaise'a, który zaklął głośno i rzucił Greengrass gniewne spojrzenie, myśląc, że ona to zrobiła.
– Chodźmy stąd, proszę – wyszeptał Draco, pochylając się do Pansy.
Parkinson przyjrzała mu się badawczo i skinęła krótko głową, a już po chwili opuszczali razem Pokój Życzeń, zostawiając kłócących się Blaise'a i Daphne samych. Nie zaszli jednak daleko – Draco usiadł pod gobelinem z Barnabaszem Bzikiem i trollami i objął kolana rękoma, a po sekundzie dołączyła do niego Pansy.
– Draco?
Jak mógł być taki naiwny?! Myślał, że alkohol poprawi mu humor, a stało się na odwrót – czuł się jeszcze gorzej.
– Hej... Smoku?
Draco zamrugał kilka razy, próbując odepchnąć od siebie chęć rozpłakania się niczym niemowlę, i spojrzał na mopsią twarz przyjaciółki. Zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro... Może i Pansy nie wyglądała jak miss mokrego podkoszulka, ale to nie znaczyło, że cała szkoła mogła z niej drwić!
– Pansy, tak mi przykro – wyszeptał.
– Przykro? – spytała Ślizgonka, unosząc wysoko brwi.
– Bo tyle osób nazywa cię mopsicą, a ty przecież nie zasłużyłaś na tak okropne traktowanie! – zawołał. – I... i ja też kiedyś z ciebie drwiłem. Tak bardzo mi przykro, Pansy... przepraszam...
Dziewczyna popatrzyła na niego, jak na wariata, a potem zaczęła głośno szczekać.
– Przecież jestem mopsicą – parsknęła śmiechem, udając, że wywęszyła coś w powietrzu. – Nie przejmuj się, Draco. Mi to nie sprawia przykrości. Wręcz przeciwnie, raczej mnie to bawi...
Draco posłał jej ciepły uśmiech i też się roześmiał.
Śmiali się tak przez kilka minut, tarzając się prawie po podłodze, aż Pansy zamilkła nagle i zrobiła poważną minę.
– Wpadłam dzisiaj na Granger – wyznała. – Draco, ona wygląda potwornie. Jakby uleciało z niej całe życie...
Draco zacisnął dłonie tak mocno, aż pobielały mu knykcie. Moja Miona!
– Słyszałam, co się stało z jej ojcem. Że śmierciożercy...
Draco przestał jej słuchać. Śmierciożercy, Voldemort, zadanie. Nie miał pojęcia, czy uda mu się spełnić wolę Czarnego Pana. W dodatku Hermiona utrudniła to, zrywając z nim. Nie dość, że złamała mu serce, twierdząc, że nigdy go nie kochała, to sprawiła jeszcze, że misja z trudnej do wykonania stała się niemożliwa do wykonania.
Łzy bezsilności napłynęły do oczu Dracona.
– ... i uważam, że powinieneś o nią zawalczyć, Draco. Nawet przed śmiercią ojca, wyglądała marnie. Wydaje mi się, że ona wciąż cię, o zgrozo, kocha. Wybacz, to ohydne i do teraz przechodzą mnie ciarki, kiedy myślę, że ty i ona... ugh...
– Pansy – przerwał przyjaciółce Draco, ocierając oczy rękawem szaty (miał nadzieję, że Ślizgonka nie zauważyła tej chwili słabości, zbyt zajęta swoim monologiem). – Miona powiedziała mi prosto w twarz, że nic dla niej nie znaczę. Nienawidzi mnie, a ja się jej wcale nie dziwię... Byłem kiedyś dla niej takim okropnym dupkiem... Ona mnie nie chce i jedyne, co mogę zrobić, to spróbować przestać ją kochać i pozwolić znaleźć szczęście u kogoś inne...
– Gdybyś nic dla niej nie znaczył, nie wpatrywałaby się w twoje plecy na każdej lekcji zaklęć – przerwała mu Pansy.
– Słucham?!
***
Zaczynało świtać, kiedy obudziła się w czyichś ramionach. Ile ja spałam, tydzień? – zastanawiała się. Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak wypoczęta. Uśmiechnęła się rozmarzona, odwracając się do Dracona z zamiarem zbudzenia go czułym pocałunkiem.
Ale ramiona, które obejmowały ją mocno, nie należały do Draco lecz do Ginny!
– Mmiona? – wymruczała rudowłosa. – Miona, kocham cię... – wyznała sennie.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę zlękniona. To nie brzmiało, jak przyjacielskie „kocham cię”, którym często obdarzały się w przeszłości. Ginny powiedziała te słowa takim tonem, jakim kiedyś mówił je Draco!
Przestraszona Gryfonka wymknęła się dyskretnie z łóżka i na palcach podeszła do drzwi. Czy Ginny oszalała? Czy Hermionie się tylko przesłyszało? Miała nadzieję, że słowa wypowiedziane przez przyjaciółkę tak naprawdę nic nie znaczą, że nie było w nich miłości romantycznej, że umysł spłatał jej figla, ale jeśli nie? Jeśli Ginny naprawdę ją kochała w ten sam sposób, w jaki Hermiona kochała Dracona... Czy to mogło zniszczyć ich przyjaźń?
Hermiona wśliznęła się do swojego łóżka i skryła głowę pod poduszką, starając się znowu nie rozpłakać. W tym semestrze wylała już przecież zbyt wiele łez... We śnie Ginny też wyznawała mi miłość, przemknęło jej jeszcze przez głowę zanim pociekły łzy, których nie udało jej się powstrzymać.
.
.
.

I mamy kolejny rozdział. Naprawdę przyjemnie pisze mi się to opowiadanie i już nie mogę się doczekać, kiedy zrealizuję resztę pomysłów, które mam w głowie odkąd skończyłem pierwszy rozdział. :) Fani Dramione nie muszą się martwić – nawet jeśli Gin rzeczywiście kocha Hermionę, to nie zmienia to faktu, że panna Granger jest 100%  hetero.

1 komentarz:

  1. Luna i zbrodnia...hmm...interesująca wizja xd
    Dalej nie mogę się pogodzić z tym, że Ginny kocha Hermionę (jak pisałam wcześniej muszę się przełamać do tych "pomysłów"), ale pracuję nad tym tak samo jak nad wielooma innymi rzeczami ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń