Odziana w żałobną czerń Hermiona wracała właśnie z biblioteki,
niosąc pokaźny stos książek, który zasłaniał jej widoczność.
To, że prędzej czy później na kogoś wpadnie, było bardziej niż
oczywiste.
Ciężkie tomiszcza wypadły jej z rąk i upadłyby na zimną
posadzkę, gdyby nie to, że ktoś zatrzymał je zaklęciem.
– Patrz, gdzie leziesz, Granger – syknęła jakaś dziewczyna, a
Hermiona machnęła różdżką i od teraz to ona utrzymywała
książki w powietrzu. Że też nie wpadłam na to wcześniej...
– Parkinson? – zdziwiła się Gryfonka, patrząc na dziewczynę
przypominającą mopsa. – Dzięki...
– Nie ma za co, szlamo – burknęła Pansy Parkinson, patrząc na
Hermionę nienawistnie. – A teraz żegnam – powiedziała wyniośle
i już jej nie było.
Granger pokręciła głową, próbując zrozumieć sytuację, która
chwilę temu miała miejsce. Parkinson, chociaż nazwała ją szlamą,
postąpiła niezwykle uprzejmie, sprawiając, że Hermiona nie
musiała zbierać tych wszystkich grubych ksiąg z podłogi. Ostatnio
jakoś tak wszyscy zrobili się bardziej mili, pomyślała,
przypominając sobie o Ronie, który dzisiejszego ranka oddał jej
ostatnie jabłko podczas śniadania.
– Powariowali – mruknęła i ruszyła w dalszą drogę, tym razem
nie niosąc woluminów, a utrzymując je nad głową zaklęciem.
Na siódmym piętrze spotkała Lunę, wieszającą na ścianie ładny
plakat z rysunkiem malutkiego cielaczka przyssanego do wymion
łaciatej krowy. „Nie odbierajcie mi mleka matki!” –
głosił napis na plakacie.
– Cześć, Hermiono! – zawołała Luna wesoło, uśmiechając się
szeroko.
Gryfonka wytrzeszczyła oczy z przerażenia. Właśnie przypomniała
sobie sen sprzed kilku tygodni – sen, w którym Luna Lovegood miała
zamiar zmusić ją do zjedzenia stopy. Stopy Jona Grangera,
rozkładającego się teraz w mahoniowej trumnie!
– Hermiono?
Ale Hermiona już biegła przed siebie, chcąc jak najszybciej
oddalić się od Krukonki. Była przerażona, jej serce biło
szaleńczo, a do brązowych oczu napłynęły łzy. Czy Luna miała
związek ze śmiercią tatka?! – myślała zrozpaczona,
wpadając do pokoju wspólnego Gryfonów. Czy te koszmary były
czymś więcej niż tylko snami?!
Pokonała sprintem spiralne schody, a potem zapukała do drzwi
dormitorium dziewcząt z piątego roku. W sypialni była tylko Ginny,
siedząca na swoim łóżku, i Hermiona czym prędzej podbiegła do
niej, siadając obok.
– G-ginny – załkała. – Ginnyyy.
Przyjaciółka wzięła ją w ramiona i zaczęła łagodnie gładzić
po głowie.
– Hermiono, co się stało? – spytała.
– W-wydaje mi się, ż-że przewidziałam śmierć... – próbowała
wydusić z siebie Hermiona, lecz nie potrafiła skończyć zdania.
– Twojego ojca? – podpowiedziała Ginny, a szatynka skinęła
głową i rozpłakała się na amen. – Ciii, Miona, ciii. Wszystko
będzie dobrze...
***
Draco przyjrzał się swojemu odbiciu w lustrze – blada skóra,
podkrążone, pełne bólu istnienia oczy i kilkudniowy zarost
sprawiały, że wyglądał, jak wrak człowieka. Jak wrak człowieka,
którym w istocie był.
Bez Hermiony u boku, Draco nie potrafił cieszyć się życiem. Odkąd
dziewczyna z nim zerwała, nawet copiątkowe wieczorki z Ognistą
Whisky w towarzystwie Blaise'a i Pansy przestały mieć znaczenie.
Piątek z Ognistą, pomyślał
zrezygnowany. Dzisiaj był piątek i właśnie przygotowywał się na
jedną z takich libacji, chociaż kompletnie nie miał na to ochoty.
– Czołem, Smoku – zaśmiał się Blaise, wkraczając do
łazienki, w której przebywał Draco. – To jak, gotowy na
popijawę? – spytał, uśmiechając się szeroko.
Draco westchnął z rezygnacją.
– Oczywiście – odparł, chociaż zupełnie nie miał ochoty na
przebywanie w towarzystwie Zabiniego i Pansy. Tak właściwie, to nie
miał ochoty na przebywanie w towarzystwie kogokolwiek.
Chyba, że Miony, przymknął
oczy, wyobrażając sobie, jak Hermiona uśmiecha się do niego
czule. Wyglądała tak anielsko pięknie, że Draco z trudem
przezwyciężył chęć pocałowania jej (trafiłby wtedy na
powietrze, a Blaise śmiałby się z niego do końca Hogwartu i
jeszcze dłużej).
– Przestań już się stroić przed tym lustrem i chodź –
ponaglił go Blaise. – Dziewczyny już na nas czekają w Pokoju
Życzeń.
– Dziewczyny? – zdziwił się blondyn, bo przecież Pansy była
tylko jedna...
– Zaprosiłem Daphne – wyjaśnił Zabini, uśmiechając się
figlarnie. – Gorącą Daphne Greengrass, mmm. – Przymknął
niebieskie oczy, a po jego minie można było się domyślić, że
miał bardzo brudne myśli.
Draco pokręcił głową, odrobinę
zażenowany, ale mimo to cieszył się, że chociaż przyjaciel
spędzi miło czas. W przeciwieństwie do blondyna, Blaise potrafił
być szczęśliwy. Pomimo zbliżającej się wojny...
Draco zadrżał. Miał wrażenie, że Mroczny Znak płonie na jego
lewym przedramieniu.
Przypomniał sobie o misji, którą zlecił mu Czarny Pan. Misji,
która teraz – kiedy nie był już z Hermioną – stała się
jeszcze trudniejsza do wykonania.
– Dobrze, chodźmy już, Demonie – rzekł w końcu. A może
jakimś cudem alkohol mi pomoże?
Pokój Życzeń przyjął formę
niezwykle gustownej karczmy w kolorze srebra i zieleni. Po jednej ze
ścian wił się hipnotyzująco wielki wąż, na innej zaś
wisiało olbrzymie godło domu Salazara. W przeciwieństwie do
zwyczajnych karczm, w tej był tylko jeden stolik z czterema bogato
zdobionymi krzesłami, o nogach w kształcie wężowych ogonów.
Draco siedział obok Pansy, popijając leniwie Ognistą Whisky ze
szklaneczki. Naprzeciw niego, Blaise błyskał zębami, obejmując
Daphne Greengrass ramieniem. Ale Daphne – ubrana w zadziwiająco
krótką, cekinową spódniczkę i szmaragdową bluzeczkę,
odsłaniającą część brzucha – nie interesowała się Zabinim,
tylko patrzyła prosto na Malfoya, uśmiechając się uwodzicielko.
No może jest ładna i gorąca, ale na pewno nie jest Mioną,
pomyślał Draco, ignorując
zalotne spojrzenia Daphne. Wywrócił oczami i spojrzał na Pansy.
Parkinson, najbardziej pijaną z towarzystwa, śmiała się radośnie,
podśpiewując pod nosem najnowszy hit Fatalnych Jędz. Wyglądała
na bardzo zadowoloną z życia, więc Draco, który od wielu tygodni
miał wrażenie, iż już nigdy nie będzie szczęśliwy, uznał że
może warto doprowadzić się do podobnego stanu. Dopił jednym
haustem swoją Ognistą i sięgnął po następną butelkę alkoholu.
– Łuhuu, widzę, że nasz Smok zaczyna wracać do zdrowia –
zachichotał Blaise.
Draco posłał mu nieszczery
uśmiech. Niech chociaż inni myślą, że jestem
szczęśliwy, pomyślał ponuro.
Wzdrygnął się zniesmaczony, kiedy czterdzieści minut i butelkę
Ognistej Whisky później, Daphne położyła dłoń na jego udzie, a
potem zaczęła nią sunąć w kierunku jego krocza. Spanikowany
kopnął ją w kostkę. A raczej myślał, że kopnął ją w kostkę,
bo w rzeczywistości trafił w nogę Blaise'a, który zaklął głośno
i rzucił Greengrass gniewne spojrzenie, myśląc, że ona to
zrobiła.
– Chodźmy stąd, proszę – wyszeptał Draco, pochylając się do
Pansy.
Parkinson przyjrzała mu się badawczo i skinęła krótko głową, a
już po chwili opuszczali razem Pokój Życzeń, zostawiając
kłócących się Blaise'a i Daphne samych. Nie zaszli jednak daleko
– Draco usiadł pod gobelinem z Barnabaszem Bzikiem i trollami i
objął kolana rękoma, a po sekundzie dołączyła do niego Pansy.
– Draco?
Jak mógł być taki naiwny?! Myślał, że alkohol poprawi mu humor,
a stało się na odwrót – czuł się jeszcze gorzej.
– Hej... Smoku?
Draco zamrugał kilka razy, próbując odepchnąć od siebie chęć
rozpłakania się niczym niemowlę, i spojrzał na mopsią twarz
przyjaciółki. Zrobiło mu się jeszcze bardziej przykro... Może i
Pansy nie wyglądała jak miss mokrego podkoszulka, ale to nie
znaczyło, że cała szkoła mogła z niej drwić!
– Pansy, tak mi przykro – wyszeptał.
– Przykro? – spytała Ślizgonka, unosząc wysoko brwi.
– Bo tyle osób nazywa cię mopsicą, a ty przecież nie zasłużyłaś
na tak okropne traktowanie! – zawołał. – I... i ja też kiedyś
z ciebie drwiłem. Tak bardzo mi przykro, Pansy... przepraszam...
Dziewczyna popatrzyła na niego, jak na wariata, a potem zaczęła
głośno szczekać.
– Przecież jestem mopsicą
– parsknęła śmiechem,
udając, że wywęszyła coś w powietrzu. – Nie przejmuj się,
Draco. Mi to nie sprawia przykrości. Wręcz przeciwnie, raczej mnie
to bawi...
Draco posłał jej ciepły uśmiech i też się roześmiał.
Śmiali się tak przez kilka minut, tarzając się prawie po
podłodze, aż Pansy zamilkła nagle i zrobiła poważną minę.
– Wpadłam dzisiaj na Granger – wyznała. – Draco, ona wygląda
potwornie. Jakby uleciało z niej całe życie...
Draco zacisnął dłonie tak mocno, aż pobielały mu knykcie. Moja
Miona!
– Słyszałam, co się stało z jej ojcem. Że śmierciożercy...
Draco przestał jej słuchać. Śmierciożercy, Voldemort, zadanie.
Nie miał pojęcia, czy uda mu się spełnić wolę Czarnego Pana. W
dodatku Hermiona utrudniła to, zrywając z nim. Nie dość, że
złamała mu serce, twierdząc, że nigdy go nie kochała, to
sprawiła jeszcze, że misja z trudnej do wykonania stała się
niemożliwa do wykonania.
Łzy bezsilności napłynęły do oczu Dracona.
– ... i uważam, że powinieneś o nią zawalczyć, Draco. Nawet
przed śmiercią ojca, wyglądała marnie. Wydaje mi się, że ona
wciąż cię, o zgrozo, kocha. Wybacz, to ohydne i do teraz
przechodzą mnie ciarki, kiedy myślę, że ty i ona... ugh...
– Pansy – przerwał przyjaciółce Draco, ocierając oczy rękawem
szaty (miał nadzieję, że Ślizgonka nie zauważyła tej chwili
słabości, zbyt zajęta swoim monologiem). – Miona powiedziała mi
prosto w twarz, że nic dla niej nie znaczę. Nienawidzi mnie, a ja
się jej wcale nie dziwię... Byłem kiedyś dla niej takim okropnym
dupkiem... Ona mnie nie chce i jedyne, co mogę zrobić, to spróbować
przestać ją kochać i pozwolić znaleźć szczęście u kogoś
inne...
– Gdybyś nic dla niej nie znaczył, nie wpatrywałaby się w twoje
plecy na każdej lekcji zaklęć – przerwała mu Pansy.
– Słucham?!
***
Zaczynało świtać, kiedy obudziła się w czyichś ramionach. Ile
ja spałam, tydzień? – zastanawiała się. Nie pamiętała,
kiedy ostatnio była tak wypoczęta. Uśmiechnęła się rozmarzona,
odwracając się do Dracona z zamiarem zbudzenia go czułym
pocałunkiem.
Ale ramiona, które obejmowały ją mocno, nie należały do Draco
lecz do Ginny!
– Mmiona? – wymruczała rudowłosa. – Miona, kocham cię... –
wyznała sennie.
Hermiona spojrzała na przyjaciółkę zlękniona. To nie brzmiało,
jak przyjacielskie „kocham cię”, którym często obdarzały się
w przeszłości. Ginny powiedziała te słowa takim tonem, jakim
kiedyś mówił je Draco!
Przestraszona Gryfonka wymknęła się dyskretnie z łóżka i na
palcach podeszła do drzwi. Czy Ginny oszalała? Czy Hermionie się
tylko przesłyszało? Miała nadzieję, że słowa wypowiedziane
przez przyjaciółkę tak naprawdę nic nie znaczą, że nie było w
nich miłości romantycznej, że umysł spłatał jej figla,
ale jeśli nie? Jeśli Ginny naprawdę ją kochała w ten sam sposób,
w jaki Hermiona kochała Dracona... Czy to mogło zniszczyć ich
przyjaźń?
Hermiona wśliznęła się do swojego łóżka i skryła głowę pod
poduszką, starając się znowu nie rozpłakać. W tym semestrze
wylała już przecież zbyt wiele łez... We śnie Ginny też wyznawała mi miłość, przemknęło jej jeszcze przez głowę zanim pociekły łzy, których nie udało jej się powstrzymać.
.
.
.
I mamy kolejny rozdział. Naprawdę przyjemnie pisze mi się to opowiadanie i już nie mogę się doczekać, kiedy zrealizuję resztę pomysłów, które mam w głowie odkąd skończyłem pierwszy rozdział. :) Fani Dramione nie muszą się martwić – nawet jeśli Gin rzeczywiście kocha Hermionę, to nie zmienia to faktu, że panna Granger jest 100% hetero.
Luna i zbrodnia...hmm...interesująca wizja xd
OdpowiedzUsuńDalej nie mogę się pogodzić z tym, że Ginny kocha Hermionę (jak pisałam wcześniej muszę się przełamać do tych "pomysłów"), ale pracuję nad tym tak samo jak nad wielooma innymi rzeczami ;)
Pozdrawiam!