Reszta września minęła Hermionie spokojnie. Nie miała już więcej
koszmarów (a przynajmniej nie pamiętała ich po przebudzeniu),
dostała kilka wybitnych, spędziła sporo czasu z Harrym i Ginny,
Snape był dla niej miły, jak nigdy wcześniej, a Ron chyba
postanowił dać jej w końcu spokój. Przestała też ciągle myśleć
o Draconie. Ginny i Harry, którym w końcu powiedziała o zerwaniu,
zadbali o to, żeby nie zaprzątała nim sobie głowy. Co prawda
nadal zdarzało jej się nocami popłakiwać w poduszkę, ale nie
opuszczała już z tego powodu zajęć.
I nic nie wskazywało na to, że z początkiem października świat
Hermiony legnie w gruzach.
– Hermiono, profesor Dumbledore chce cię widzieć w swoim
gabinecie – przekazał jej Dennis Creevey w chłodną,
październikową niedzielę.
Hermiona spojrzała zdziwiona na młodszego kolegę z domu.
– Mówił czego ode mnie chce? – spytała.
Chłopiec pokręcił głową.
– No nic, dziękuję za wiadomość, Dennisie – odparła nieco
zawiedziona. Miała nadzieję, że mały Creevey będzie bardziej
poinformowany.
Odłożyła esej z transmutacji, który miała sprawdzić po raz
ostatni zanim jej przeszkodzono, i pośpiesznie opuściła pokój
wspólny Gryfonów.
W drodze do gabinetu dyrektora, zastanawiała się czego ten poczciwy
starzec może od niej chcieć, ale nic nie przychodziło jej do
głowy. Nigdy wcześniej nie zapraszał jej do siebie, ale mimo to,
wiedziała gdzie znajduje się jego gabinet, ponieważ prefekci byli
o tym informowani. Ba, znali nawet hasła – tak na wszelki wypadek.
– Czekoladowa żaba – zwróciła się do kamiennego gargulca, a
kiedy ten przesunął się ukazując wejście, weszła na ruchome
schody.
Zapukała do drzwi lekko zestresowana. Zrobiłam coś złego?!
– Dzień dobry, panno Granger. – Kiedy weszła do gabinetu,
przywitał ją głos dyrektora i dało się w nim wyczuć wyraźny
smutek.
– P-profesorze? – Spojrzała zaniepokojona w starcze oczy
mężczyzny, w których w tej chwili nie dostrzegała tych wesołych
ogników, co zwykle, a jedynie głębokie przygnębienie. – Czy
wszystko w porządku?
Dumbledore posmutniał jeszcze bardziej, poprawił okulary-połówki,
które zawsze nosił na swoim nosie, i westchnął cichutko.
– Panno Granger, proszę usiąść, to, co usłyszysz nie będzie
przyjemne.
Hermiona przełknęła ślinę. Z nogami miękkimi, jak z waty,
podeszła do biurka Dumbledore'a i usiadła na krześle przed nim.
Starzec milczał przez chwilę, patrząc jej w oczy.
Cisza, która zapadła w gabinecie, niepokoiła ją coraz bardziej.
Nie słyszała nawet dźwięków przedziwnych instrumentów, o
których opowiadał jej Harry, a portrety poprzednich dyrektorów
milczały niczym zaklęte. Minuty zdawały się ciągnąć w
nieskończoność nim usłyszała:
– Hermiono, twój ojciec został zamordowany przez śmierciożerców.
– N-nie wierzę – zdążyła wyjąkać nim zapanowała ciemność.
Kiedy Hermiona otworzyła oczy w skrzydle szpitalnym, przez krótką
chwilę nie wiedziała, co się stało. Zmarszczyła brwi i próbowała
się podnieść, ale zatrzymały ją czyjeś ciepłe ręce, więc
spojrzała w kierunku ich właściciela.
Napotkała spojrzenie niebieskich oczu profesora Dumbledore'a i
czający się w nich żal, a wtedy wspomnienia momentalnie powróciły.
– Dlaczego? – spytała tylko, próbując powstrzymać łzy. To
niesprawiedliwe! Był takim dobrym człowiekiem...
– Jeszcze nie wiemy. Sprawcy nie zostali odnalezieni, ale Mroczny
Znak, który zawisł nad willą twoich rodziców, wskazuje na
popleczników Voldemorta...
– J-jak? – wyjąkała Hermiona. – Jak umarł? – Musiała się
tego dowiedzieć.
– Zaklęcie uśmiercające – odpowiedział dyrektor, kładąc
dłoń na jej ramieniu. – Sekcja zwłok wykazała tylko to.
Przynajmniej stało się to szybko, pomyślała
boleśnie. Nie cierpiał długo.
***
W skrzydle szpitalnym została do następnego ranka. Pani Pomfrey
podała jej środki uspokajające i eliksir na spokojny sen. Hermiona
podejrzewała, że gdyby nie to, najpewniej w ogóle by nie zasnęła,
mocząc poduszkę gorzkimi łzami. I pomyśleć, że jeszcze niecałe dwa
tygodnie temu, myślała, że najgorszą rzeczą jaka ją spotkała,
było rozstanie z Draconem. A teraz... teraz jej ukochany ojciec nie
żył. Miała już nigdy więcej nie zjeżdżać z nim na nartach,
miała już nigdy więcej nie usłyszeć jego radosnego śmiechu i
zabawnych perypetii związanych z jego pracą dentysty, miała już
nigdy nie opowiedzieć mu w wakacje lub ferie o tym, czego nauczyła
się w Hogwarcie.
Nagle świadomość tego, że ostatnie pięć lat spędziła głównie
w szkole z internatem, zabolała Hermionę niemiłosiernie mocno.
– Hej... – Do skrzydła szpitalnego weszli Harry i Ginny. –
Przynieśliśmy ci książki... – zaczęła mówić dziewczyna, ale
przerwał jej brunet:
– ... ale jeśli nie chcesz iść na lekcje, to...
– Pójdę – Hermiona wpadła mu w słowo. – Oczywiście, że
pójdę.
– Mówiłam, że nie opuści zajęć – mruknęła Ginny
triumfująco, ale szybko zmarkotniała. – McGonagall powiedziała
mi i Harry'emu o tym, co się stało...
Ruda nieoczekiwanie objęła Hermionę, a potem dołączył do niej
Harry i oczy szatynki napełniły się łzami. Ale nie tylko łzami
smutku, lecz również cieczą wzruszenia.
– Jak dobrze mieć was przy sobie – wyszeptała, przytulając
przyjaciół mocno. – Kocham was.
– My ciebie też, Miona – powiedział Harry. – My ciebie też.
Hermiona poprosiła kamratów, żeby poczekali na nią poza skrzydłem
szpitalnym i zmieniła szpitalne odzienie w szkolną szatę, a torbę
z książkami (którą Ginny przyniosła z jej dormitorium) zarzuciła
na ramię. Wypiła porcję eliksiru spokoju, zapewniła panią
Pomfrey, że wróci do niej jeśli poczuje się gorzej i wyszła na
korytarz, gdzie czekał na nią sam Harry.
– Ginny poszła biegać na czczo – wyjaśnił. – Zaczyna
zajęcia dopiero za godzinę.
Dziewczyna skinęła głową ze zrozumieniem. Ginny kochała wysiłek
fizyczny i Hermiona doceniała to, że najwyraźniej zrezygnowała
dla niej z kilkunastu minut biegania.
– Zabiję Voldemorta – oznajmił Harry nieoczekiwanie. –
Zapłaci nam za wszystko, co zrobił – dodał nienawistnie.
Do Hermiony dotarło, że mówi on również o jej ojcu.
– Pomogę ci – powiedziała pewnie, czując do samozwańczego
lorda jeszcze większy wstręt niż do tej pory.
***
Pogrzeb jej ojca nie trwał długo i było na nim niewiele osób.
Kingsley Shacklebolt – wyborny auror i członek Zakonu Feniksa w
jednym – wspólnie z profesorem Dumbledore'em ustalili, że trzeba
załatwić tę sprawę szybko, a potem ukryć mamę Hermiony w
bezpiecznym miejscu i zapewnić jej jak najlepszą ochronę. Jean
Granger miała szczęście, że w chwili śmierci męża, nie było
jej w domu. Śmierci, której ofiara nie mogła zostać wybrana
przypadkiem.
„Hejże, szlamo, patrz, co się stało przez twoją magię,
magię na którą nie zasługujesz” – Hermionie zdawało się, że
zielonkawy Mroczny Znak zawisł nad świeżym grobem ojca i uśmiechał
się do niej złowieszczo.
To przez zmęczenie mam przewidzenia, pomyślała,
chwytając matczyną dłoń. W tych przepełnionych bólem życia
chwilach potrzebowała jej bliskości, a poza tym – sama też
chciała dodać pochlipującej mamie otuchy.
– Pora wracać do szkoły, Granger
– powiedział profesor Snape, pojawiając się nieoczekiwanie po
lewej stronie Hermiony. – Twoją matką zajmą się Moody i
Nimfadora.
Mimowolnie odwróciła się do tyłu
i spojrzała na stojących pod cmentarnym płotem aurorów.
Tego dnia włosy Tonks przybrały
czarny kolor i owinęły żałobnie niemal całe jej ciało, a na
końcach wiły się posępnie. Natomiast Moody założył elegancki
garnitur koloru dostojnego kruka.
Hermiona skinęła głową.
– Mamo, zobaczymy się w święta
– rzekła, przytulając ukochaną rodzicielkę i próbując
powstrzymać łzy, które ponownie napłynęły jej do oczu. Musiała
być silna. Dla mamy. –
Aurorzy się zatroszczą o twoje bezpieczeństwo. Wszystko będzie
dobrze – zapewniła kobietę, chociaż sama w to nie wierzyła. Jak
niby ma być dobrze, skoro tato... tato spoczywa pod ziemią.
– Och, Hermiono... – załkała Jean. – Zostałaś mi już tylko
ty.
– Proszę. – Snape podał jej białą chusteczkę i wysmarkała
głośno nos. – Myślę, że ze względu na... okoliczności uda mi
się zorganizować wasze spotkanie wcześniej.
Hermiona spojrzała na mężczyznę z mieszaniną zdumienia i
wdzięczności w oczach. Chociaż ich stosunki ociepliły się, nie
spodziewała się po nim tak wielkiego gestu! Już sam fakt, że
poświęcił swój wolny czas, by móc ją zabrać na pogrzeb,
był zaskakujący.
Jej mama skinęła głową ze zrozumieniem i otarła resztki łez z
kącików narządu wzroku, a potem ścisnęła Hermionę po raz
ostatni i odeszła w kierunku aurorów.
Proboszcz i grabarz ulotnili się w międzyczasie, więc Severus
złapał Gryfonkę za rękę i aportowali się do Hogsmeade.
Teleportacja łączna nie należała do najprzyjemniejszych
doświadczeń i Hermiona musiała stłumić odruch wymiotny.
– Dziękuję za to, że znalazł pan dla mnie czas i mogłam być
obecna na ceremonii – szepnęła, przerywając ciszę, gdy byli już
w połowie drogi do Hogwartu. – I za pocieszenie mojej mamy –
dodała.
– To drobiazg, Granger – odrzekł, a po chwili namysłu dodał: –
„Trudności i ciosy często powodują, że ludzie oddalają się od
siebie. Ale czasami przeciwnie, zbliżają się”, Nicholas Sparks.
Coś
w tym jest, pomyślała.
.
.
.
Po
tylu miesiącach postanowiłem powrócić do tego fanfiction.
Zwątpiłem w to, co tutaj robię, (nie przeczę, że miało to
związek z negatywnymi komentarzami) ale nieoczekiwanie naszła mnie
kilka dni temu myśl, że warto spróbować powrócić do pisania,
ponieważ fabułę mam mniej więcej zaplanowaną, a hejterami nie
warto się przejmować! Tak więc powracam i postaram się pisać
regularnie. Nawet jeśli po takim czasie nie będę już miał do
kogo.
Hłememem :)Chyba lepiej niż wcześniej,sama nie wiem, pierwszego rozdziału całego nie przeczytałam nigdy,a tak w sumie to nic nie pamiętam. Wiem tyle, że Ron jest pijakiem, Zaklęć uczy Khaleesi, Hermiona rzuciła Draco i coś mi świta lekkie Granger x Snape, ale nic nie ogarniam do końca,tak jak mowiłam.
OdpowiedzUsuńMówiłeś że bd 4/10,ale jakoś terazo trudno mi to ocenić :)Raczej lepiej niż wcześniej.Mam nadzieję.W każdym razie...
Chwytaj kebsa,stary!
Smutna sprawa z ojcem Hermiony.
OdpowiedzUsuńDręczysz ją strasznie, ale zapewne tak ma być, a poza tym na kogoś paść musiało. Byłoby nudno, gdyby wszystkim się dobrze i bezproblemowo powodziło.
Co do pisania nie martw się. Zawsze ktoś będzie ;)
Pozdrawiam!