9 paź 2016

04. Nieoczekiwany pogrzeb

Reszta września minęła Hermionie spokojnie. Nie miała już więcej koszmarów (a przynajmniej nie pamiętała ich po przebudzeniu), dostała kilka wybitnych, spędziła sporo czasu z Harrym i Ginny, Snape był dla niej miły, jak nigdy wcześniej, a Ron chyba postanowił dać jej w końcu spokój. Przestała też ciągle myśleć o Draconie. Ginny i Harry, którym w końcu powiedziała o zerwaniu, zadbali o to, żeby nie zaprzątała nim sobie głowy. Co prawda nadal zdarzało jej się nocami popłakiwać w poduszkę, ale nie opuszczała już z tego powodu zajęć.
I nic nie wskazywało na to, że z początkiem października świat Hermiony legnie w gruzach.
– Hermiono, profesor Dumbledore chce cię widzieć w swoim gabinecie – przekazał jej Dennis Creevey w chłodną, październikową niedzielę.
Hermiona spojrzała zdziwiona na młodszego kolegę z domu.
– Mówił czego ode mnie chce? – spytała.
Chłopiec pokręcił głową.
– No nic, dziękuję za wiadomość, Dennisie – odparła nieco zawiedziona. Miała nadzieję, że mały Creevey będzie bardziej poinformowany.
Odłożyła esej z transmutacji, który miała sprawdzić po raz ostatni zanim jej przeszkodzono, i pośpiesznie opuściła pokój wspólny Gryfonów.
W drodze do gabinetu dyrektora, zastanawiała się czego ten poczciwy starzec może od niej chcieć, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Nigdy wcześniej nie zapraszał jej do siebie, ale mimo to, wiedziała gdzie znajduje się jego gabinet, ponieważ prefekci byli o tym informowani. Ba, znali nawet hasła – tak na wszelki wypadek.
– Czekoladowa żaba – zwróciła się do kamiennego gargulca, a kiedy ten przesunął się ukazując wejście, weszła na ruchome schody.
Zapukała do drzwi lekko zestresowana. Zrobiłam coś złego?!
– Dzień dobry, panno Granger. – Kiedy weszła do gabinetu, przywitał ją głos dyrektora i dało się w nim wyczuć wyraźny smutek.
– P-profesorze? – Spojrzała zaniepokojona w starcze oczy mężczyzny, w których w tej chwili nie dostrzegała tych wesołych ogników, co zwykle, a jedynie głębokie przygnębienie. – Czy wszystko w porządku?
Dumbledore posmutniał jeszcze bardziej, poprawił okulary-połówki, które zawsze nosił na swoim nosie, i westchnął cichutko.
– Panno Granger, proszę usiąść, to, co usłyszysz nie będzie przyjemne.
Hermiona przełknęła ślinę. Z nogami miękkimi, jak z waty, podeszła do biurka Dumbledore'a i usiadła na krześle przed nim. Starzec milczał przez chwilę, patrząc jej w oczy.
Cisza, która zapadła w gabinecie, niepokoiła ją coraz bardziej. Nie słyszała nawet dźwięków przedziwnych instrumentów, o których opowiadał jej Harry, a portrety poprzednich dyrektorów milczały niczym zaklęte. Minuty zdawały się ciągnąć w nieskończoność nim usłyszała:
– Hermiono, twój ojciec został zamordowany przez śmierciożerców.
– N-nie wierzę – zdążyła wyjąkać nim zapanowała ciemność.

Kiedy Hermiona otworzyła oczy w skrzydle szpitalnym, przez krótką chwilę nie wiedziała, co się stało. Zmarszczyła brwi i próbowała się podnieść, ale zatrzymały ją czyjeś ciepłe ręce, więc spojrzała w kierunku ich właściciela.
Napotkała spojrzenie niebieskich oczu profesora Dumbledore'a i czający się w nich żal, a wtedy wspomnienia momentalnie powróciły.
– Dlaczego? – spytała tylko, próbując powstrzymać łzy. To niesprawiedliwe! Był takim dobrym człowiekiem...
– Jeszcze nie wiemy. Sprawcy nie zostali odnalezieni, ale Mroczny Znak, który zawisł nad willą twoich rodziców, wskazuje na popleczników Voldemorta...
– J-jak? – wyjąkała Hermiona. – Jak umarł? – Musiała się tego dowiedzieć.
– Zaklęcie uśmiercające – odpowiedział dyrektor, kładąc dłoń na jej ramieniu. – Sekcja zwłok wykazała tylko to.
Przynajmniej stało się to szybko, pomyślała boleśnie. Nie cierpiał długo.
***
W skrzydle szpitalnym została do następnego ranka. Pani Pomfrey podała jej środki uspokajające i eliksir na spokojny sen. Hermiona podejrzewała, że gdyby nie to, najpewniej w ogóle by nie zasnęła, mocząc poduszkę gorzkimi łzami. I pomyśleć, że jeszcze niecałe dwa tygodnie temu, myślała, że najgorszą rzeczą jaka ją spotkała, było rozstanie z Draconem. A teraz... teraz jej ukochany ojciec nie żył. Miała już nigdy więcej nie zjeżdżać z nim na nartach, miała już nigdy więcej nie usłyszeć jego radosnego śmiechu i zabawnych perypetii związanych z jego pracą dentysty, miała już nigdy nie opowiedzieć mu w wakacje lub ferie o tym, czego nauczyła się w Hogwarcie.
Nagle świadomość tego, że ostatnie pięć lat spędziła głównie w szkole z internatem, zabolała Hermionę niemiłosiernie mocno.
– Hej... – Do skrzydła szpitalnego weszli Harry i Ginny. – Przynieśliśmy ci książki... – zaczęła mówić dziewczyna, ale przerwał jej brunet:
– ... ale jeśli nie chcesz iść na lekcje, to...
– Pójdę – Hermiona wpadła mu w słowo. – Oczywiście, że pójdę.
– Mówiłam, że nie opuści zajęć – mruknęła Ginny triumfująco, ale szybko zmarkotniała. – McGonagall powiedziała mi i Harry'emu o tym, co się stało...
Ruda nieoczekiwanie objęła Hermionę, a potem dołączył do niej Harry i oczy szatynki napełniły się łzami. Ale nie tylko łzami smutku, lecz również cieczą wzruszenia.
– Jak dobrze mieć was przy sobie – wyszeptała, przytulając przyjaciół mocno. – Kocham was.
– My ciebie też, Miona – powiedział Harry. – My ciebie też.
Hermiona poprosiła kamratów, żeby poczekali na nią poza skrzydłem szpitalnym i zmieniła szpitalne odzienie w szkolną szatę, a torbę z książkami (którą Ginny przyniosła z jej dormitorium) zarzuciła na ramię. Wypiła porcję eliksiru spokoju, zapewniła panią Pomfrey, że wróci do niej jeśli poczuje się gorzej i wyszła na korytarz, gdzie czekał na nią sam Harry.
– Ginny poszła biegać na czczo – wyjaśnił. – Zaczyna zajęcia dopiero za godzinę.
Dziewczyna skinęła głową ze zrozumieniem. Ginny kochała wysiłek fizyczny i Hermiona doceniała to, że najwyraźniej zrezygnowała dla niej z kilkunastu minut biegania.
– Zabiję Voldemorta – oznajmił Harry nieoczekiwanie. – Zapłaci nam za wszystko, co zrobił – dodał nienawistnie.
Do Hermiony dotarło, że mówi on również o jej ojcu.
– Pomogę ci – powiedziała pewnie, czując do samozwańczego lorda jeszcze większy wstręt niż do tej pory.
***
Pogrzeb jej ojca nie trwał długo i było na nim niewiele osób. Kingsley Shacklebolt – wyborny auror i członek Zakonu Feniksa w jednym – wspólnie z profesorem Dumbledore'em ustalili, że trzeba załatwić tę sprawę szybko, a potem ukryć mamę Hermiony w bezpiecznym miejscu i zapewnić jej jak najlepszą ochronę. Jean Granger miała szczęście, że w chwili śmierci męża, nie było jej w domu. Śmierci, której ofiara nie mogła zostać wybrana przypadkiem.
„Hejże, szlamo, patrz, co się stało przez twoją magię, magię na którą nie zasługujesz” – Hermionie zdawało się, że zielonkawy Mroczny Znak zawisł nad świeżym grobem ojca i uśmiechał się do niej złowieszczo.
To przez zmęczenie mam przewidzenia, pomyślała, chwytając matczyną dłoń. W tych przepełnionych bólem życia chwilach potrzebowała jej bliskości, a poza tym – sama też chciała dodać pochlipującej mamie otuchy.
– Pora wracać do szkoły, Granger – powiedział profesor Snape, pojawiając się nieoczekiwanie po lewej stronie Hermiony. – Twoją matką zajmą się Moody i Nimfadora.
Mimowolnie odwróciła się do tyłu i spojrzała na stojących pod cmentarnym płotem aurorów.
Tego dnia włosy Tonks przybrały czarny kolor i owinęły żałobnie niemal całe jej ciało, a na końcach wiły się posępnie. Natomiast Moody założył elegancki garnitur koloru dostojnego kruka.
Hermiona skinęła głową.
– Mamo, zobaczymy się w święta – rzekła, przytulając ukochaną rodzicielkę i próbując powstrzymać łzy, które ponownie napłynęły jej do oczu. Musiała być silna. Dla mamy. – Aurorzy się zatroszczą o twoje bezpieczeństwo. Wszystko będzie dobrze – zapewniła kobietę, chociaż sama w to nie wierzyła. Jak niby ma być dobrze, skoro tato... tato spoczywa pod ziemią.
– Och, Hermiono... – załkała Jean. – Zostałaś mi już tylko ty.
– Proszę. – Snape podał jej białą chusteczkę i wysmarkała głośno nos. – Myślę, że ze względu na... okoliczności uda mi się zorganizować wasze spotkanie wcześniej.
Hermiona spojrzała na mężczyznę z mieszaniną zdumienia i wdzięczności w oczach. Chociaż ich stosunki ociepliły się, nie spodziewała się po nim tak wielkiego gestu! Już sam fakt, że poświęcił swój wolny czas, by móc ją zabrać na pogrzeb, był zaskakujący.
Jej mama skinęła głową ze zrozumieniem i otarła resztki łez z kącików narządu wzroku, a potem ścisnęła Hermionę po raz ostatni i odeszła w kierunku aurorów.
Proboszcz i grabarz ulotnili się w międzyczasie, więc Severus złapał Gryfonkę za rękę i aportowali się do Hogsmeade. Teleportacja łączna nie należała do najprzyjemniejszych doświadczeń i Hermiona musiała stłumić odruch wymiotny.
– Dziękuję za to, że znalazł pan dla mnie czas i mogłam być obecna na ceremonii – szepnęła, przerywając ciszę, gdy byli już w połowie drogi do Hogwartu. – I za pocieszenie mojej mamy – dodała.
 – To drobiazg, Granger – odrzekł, a po chwili namysłu dodał: – „Trudności i ciosy często powodują, że ludzie oddalają się od siebie. Ale czasami przeciwnie, zbliżają się”, Nicholas Sparks.
Coś w tym jest, pomyślała.

.
.
.

Po tylu miesiącach postanowiłem powrócić do tego fanfiction. Zwątpiłem w to, co tutaj robię, (nie przeczę, że miało to związek z negatywnymi komentarzami) ale nieoczekiwanie naszła mnie kilka dni temu myśl, że warto spróbować powrócić do pisania, ponieważ fabułę mam mniej więcej zaplanowaną, a hejterami nie warto się przejmować! Tak więc powracam i postaram się pisać regularnie. Nawet jeśli po takim czasie nie będę już miał do kogo.

2 komentarze:

  1. Hłememem :)Chyba lepiej niż wcześniej,sama nie wiem, pierwszego rozdziału całego nie przeczytałam nigdy,a tak w sumie to nic nie pamiętam. Wiem tyle, że Ron jest pijakiem, Zaklęć uczy Khaleesi, Hermiona rzuciła Draco i coś mi świta lekkie Granger x Snape, ale nic nie ogarniam do końca,tak jak mowiłam.
    Mówiłeś że bd 4/10,ale jakoś terazo trudno mi to ocenić :)Raczej lepiej niż wcześniej.Mam nadzieję.W każdym razie...
    Chwytaj kebsa,stary!

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutna sprawa z ojcem Hermiony.
    Dręczysz ją strasznie, ale zapewne tak ma być, a poza tym na kogoś paść musiało. Byłoby nudno, gdyby wszystkim się dobrze i bezproblemowo powodziło.
    Co do pisania nie martw się. Zawsze ktoś będzie ;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń