26 gru 2015

02. Szlama

– Jak to „nowa nauczycielka zaklęć”? – Hermiona wytrzeszczyła oczy na Neville'a. – A co z profesorem Flitwickiem? – spytała.
Neville momentalnie pobladł.
– Profesor Flitwick nie żyje – wyjaśniła spokojnie Ginny. – Został wczoraj napadnięty w Hogsmeade przez grupę jakichś zakapturzonych ludzi. Raczej nie byli to śmierciożercy, bo nie mieli na sobie tych swoich fikuśnych masek. Biedny Flitwick... najpierw go okradli, a później pobili na śmierć mugolskimi pałkami – zakończyła grobowym tonem.
– Okradziono go? Co mu zabrali? – Hermiona wiedziała, że nie wypadało zadawać tego pytania świeżo po śmierci profesora, ale nie potrafiła się powstrzymać.
– Tego do końca nie wiadomo. Zanim go napadnięto, wychodził ze Sklepu Zonka, więc całkiem możliwe, że artykuły, w które tam się zaopatrzył – odpowiedziała Ginny.
Ta sprawa wydawała się Hermionie bardzo podejrzana. Zakapturzone postacie, okładające Flitwicka mugolskimi pałkami? Sam profesor, robiący zakupy u Zonka? Cóż on, na Merlina, mógł tam kupować? Nie potrafiła wyobrazić sobie malutkiego Flitwicka, robiącego innym psikusy przy pomocy łajnobomb, kubków gryzących w nos czy też charczących glizd.
– No nie wiem czy to aż takie dziwne, Miona... – zaczęła Ginny, kiedy Hermiona podzieliła się z nią swoimi rozmyśleniami. – Flitwick miał już swoje lata, pewnie chciał się poczuć młodszy.
– Ginny ma rację, nie ma w tym nic dziwnego! – zawołał Neville, który cały czas przysłuchiwał się rozmowie dziewcząt, lecz milczał z przerażenia.
Hermiona była innego zdania, ale nie chciała się z nimi wykłócać, więc zmieniła temat:
– Gin, Lunie już się udało nakłonić cię do weganizmu? – zwróciła się do przyjaciółki, uśmiechając się leciutko na wspomnienie Luny Lovegood, rozwieszającej na ścianach szkolnych korytarzy plakaty promujące weganizm. I chociaż Hermiona nie planowała zostać weganką, bo za bardzo kochała jajecznicę na bekonie, doceniała dobre chęci Krukonki. Niestety plakaty nie powisiały zbyt długo, bo Ron Weasley, razem z pomocą Seamusa Finnigana, podpalił je wszystkie.
– Ciągle się zapominam i zjadam coś pochodzenia zwierzęcego – odparła Ginny, czerwieniąc się lekko. – Mięsa już nie jem, ale to za mało – dodała.
– Nie przejmuj się tak, Ginny. – Neville pogładził dziewczynę po ramieniu. – Nie jedząc mięsa też pomagasz zwierzętom, a na weganizm przyjdzie pora, kiedy będziesz gotowa.
Sam Neville został weganinem w piątej klasie, jakoś na początku działalności Gwardii Dumbledore'a, kiedy to zaprzyjaźnił się z Luną.
Resztki śniadania zniknęły ze stołów i uczniowie oraz nauczyciele zaczęli zbierać się na zajęcia. Hermiona zerknęła jeszcze raz w kierunku stołu nauczycieli, na profesor Targaryen. Jakaś taka dziwna była... Te srebrne włosy, fioletowe oczy... Nawet ubrana była nietypowo, jak na czarodziejkę – w zwiewną, niebieską sukienkę na ramiączkach. Nie było jej w niej zimno? I rozmawiała ze Snape'em. Uśmiechającym się Snape'em, do cholery!
– Szkoda, że zaklęcia mam dopiero pod koniec tygodnia – westchnęła Hermiona, podnosząc się z ławy. – Gin, a ty kiedy je masz? – spytała z nadzieją, że może uda jej się dowiedzieć czegoś o nowej nauczycielce jeszcze przed czwartkiem.
– Dzisiaj na dwóch ostatnich lekcjach – odparła Weasley.
– To świetnie! Wieczorem opowiesz mi jak było! – ucieszyła się Hermiona. – Dobra, ja zmykam na transmutację – rzekła gdy opuściły Wielką Salę (Neville gdzieś się zapodział) i podreptała w stronę schodów, które powinny prowadzić na pierwsze piętro, jeśli akurat nie postanowił spłatać uczniom psikusa.

Nieoczekiwane pojawienie się nowej nauczycielki sprawiło, że Hermiona zapomniała na moment o Draco. Chwila zapomnienia niestety nie trwała długo.
Hermiona szła korytarzem, prowadzącym do klasy od transmutacji i intensywnie rozmyślała o śmierci Flitwicka, kiedy nagle potrąciła kogoś. Przewróciła osobnika na podłogę i sama upadła prosto na niego.
– Przepraszam! – jęknęła, otwierając oczy, które mimowolnie zamknęła podczas upadku.
Draco! Leżała na klatce piersiowej swojego byłego chłopaka, ich twarze były tak blisko siebie. Miała ochotę dotknąć dłonią jego policzka i pocałować jego miękkie usta. Powstrzymała się jednak od tego i pozwoliła sobie jedynie na to, by spojrzeć w jego srebrne oczy.
Pożałowała, że w nie spojrzała. Srebrne oczy Dracona w tamtej chwili były takie... chłodne. Nie widziała w nich nawet odrobiny miłości.
– Uważaj jak łazisz, brudna szlamo! – prychnął ze złością Draco, spychając z siebie Hermionę.
Podniósł się pośpiesznie z posadzki, otrzepał swoją szatę i ruszył przed siebie dumnie wyprostowany. A Hermiona patrzyła, jak jej miłość odchodzi. I próbowała się nie rozpłakać.
Dracon Lucjusz Brajan Malfoy znienawidził ją. Była tego pewna.
***
Koniec końców Hermiona nie pojawiła się ani na transmutacji, ani na żadnych pozostałych poniedziałkowych zajęciach. Po tym jak Draco nazwał ją brudną szlamą, zaszyła się w Pokoju Życzeń. Spędziła w nim cały dzień, leżąc na srebrno-zielonej kanapie i szlochając cicho w srebrno-zieloną poduszkę.
Powinno ją cieszyć, że Draco nie próbuje jej odzyskać i czuje do niej nienawiść. Bo przecież tego oczekiwała, prawda? Postarała się o to doskonale. Ale „brudna szlama” wypowiedziana jego dźwięcznym głosem tak piekielnie bolała. Hermiona poczuła się tak jak wtedy, gdy na drugim roku Draco w przypływie złości powiedział to samo.
– Muszę wziąć się w garść – powiedziała do siebie, kiedy uspokoiła się odrobinę i otarła łzy wierzchem dłoni. – Już pewnie po kolacji – mruknęła.
Nie wiedziała, która była godzina, bo nie miała przy sobie zegarka, ale miała wrażenie, jakby w Pokoju Życzeń spędziła wieki.
Czyli miałam rację. Już po kolacji, pomyślała, gdy w zielono-srebrnym pokoju pojawił się wielki zegar. Hermiona zastanawiała się przez chwilę czy wracanie do Wieży Gryffindoru ma jakikolwiek sens i czy spędzenie reszty życia w Pokoju Życzeń nie byłoby odpowiedniejszym wyborem. Po chwili przypomniała sobie jednak, że Ginny miała zdać jej relacje z lekcji zaklęć.
– No dobra, Miona, pora się ruszać – westchnęła po kolejnych kilkunastu minutach i wstała w końcu z kanapy.
Hermiona wyszła z Pokoju Życzeń.
– Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy – usłyszała bardzo złośliwy głos.
Naprzeciw Hermiony, pod gobelinem z Barnabaszem Bzikiem i trollami, stał Ronald Weasley z wrednym uśmieszkiem na brzydkiej twarzy.
Hermiona postanowiła zignorować Weasleya i skręciła w lewo, gdzie znajdował się pokój wspólny Gryfonów. Przeszła jedynie kilka kroków, bo Ron pobiegł za nią i zacisnął palce na jej nadgarstku. Hermiona poczuła, jak jego brudne, zaniedbane paznokcie wbijają się w jej skórę.
– Puszczaj mnie! – zawołała, próbując wyswobodzić rękę z żelaznego uścisku chłopaka. Niestety nie była wystarczająco silna i jej próby spełzły na na niczym.
Ron zaśmiał się szyderczo, przybliżając swoją twarz do ucha Hermiony. Śmierdziało od niego alkoholem.
– Słyszałem, jak twój Malfoy nazwał cię szlamą – oświadczył agresywnie. – Dobrze ci tak, kochanico ślizgonów! Zasłużyłaś sobie! Mogłaś mieć mnie, ale wybrałaś blondaska. Bo co? Bo ma forsę, a ja nie? Jesteś płytką, nic nie wartą, lecącą na pieniądze wywłoką! Zasłużyłaś na najgorsze! – zaczął krzyczeć, opluwając się przy tym.
Hermiona odsunęła się od Rona najdalej jak mogła, biorąc pod uwagę fakt, że ten nadal ją trzymał. Zrobiło jej się niedobrze, kiedy zobaczyła, jak po jego brodzie cieknie strużka śliny.
– Opanuj się, Ron – szepnęła błagalnym tonem.
Hermiona bała się. Ron był nieobliczalny. Na przykład w zeszłym roku wlał do soku dyniowego Draco truciznę. Na szczęście sam ją uwarzył, a że był kiepski z eliksirów, to Draconowi nic się nie stało (nie licząc wysypu krost na twarzy, z którymi pani Pomfrey poradziła sobie przy pomocy jednego zaklęcia).
– Och, ja jestem bardzo opanowany! – zawołał gniewnie rudzielec. – Jestem oazą spokoju – zasyczał niczym wąż, gatunek zwierzęcia, którym tak bardzo gardził.
– Proszę, puść mnie, jesteś pijany – wyszeptała Hermiona. Cała trzęsła się ze strachu. Mogła mieć tylko nadzieję, że Weasley był zbyt pijany i zdenerwowany, by zwrócić na to uwagę. Nie chciała, żeby wiedział, iż się go boi.
– Sama jesteś pijana, ty szlamo – warknął Ron, popychając Hermionę na ścianę. – Jeszcze się spotkamy – zagroził i odszedł zostawiając dziewczynę samą.
Hermiona dotknęła tyłu głowy i poczuła na palcach lepką krew. Bolała ją czaszka, ale nie na tyle mocno, żeby musiała iść do skrzydła szpitalnego. Zresztą... Hermiona nie chciała tłumaczyć się pielęgniarce, jak doszło do zranienia. Jeszcze Ron w ramach zemsty spróbowałby ponownie podpalić Krzywołapa, tak jak pod koniec piątej klasy. Kot, chociaż żył, do teraz pozostał łysy i żadne mazie, eliksiry i lekarstwa nie pomagały w odrastaniu sierści.
Minęło dobre piętnaście minut zanim udało jej się uspokoić. I chociaż dłonie nadal jej się trzęsły, była pewna, że jej żołądek uspokoił się wystarczająco i nie zwymiotuje. Odetchnęła kilka razy głęboko i ruszyła w końcu do Wieży Gryffindoru.

Pokój wspólny Gryfonów – jak zwykle o tej porze – był bardzo zatłoczony. Hermiona z trudem wyłapała wzrokiem Ginny, siedzącą gdzieś w kącie razem z Harrym.
Granger przywołała na twarz niezbyt szczery uśmiech i podeszła do przyjaciół.
– Cześć – mruknęła.
– Dlaczego nie było cię dzisiaj na zajęciach? – spytał podejrzliwie Harry, darując sobie jakiekolwiek słowa przywitania.
– Źle się czułam – skłamała Hermiona, uśmiechając się krzywo. Dla lepszego efektu chwyciła się za brzuch. – Chyba jajecznica mi zaszkodziła – dodała, siadając na krzesełko obok Harry'ego.
– Och, biedaczko! Ale już ci lepiej, tak? Byłaś z tym u pani Pomfrey? – zamartwiała się Ginny.
– Tak, już czuję się lepiej. A w skrzydle nie byłam. Stwierdziłam, że to pewnie od tej jajecznicy i nie ma sensu zawracać pani Pomfrey głowy. Przeleżałam cały dzień w dormitorium – kłamała jak z nut Hermiona. – Znaczy nie do końca cały, bo jak poczułam się lepiej, to poszłam do biblioteki – dodała pośpiesznie, zdając sobie sprawę z tego, że przyjaciele najprawdopodobniej zauważyli, jak wchodziła do pomieszczenia przez dziurę w portrecie.
– Na pewno czujesz się lepiej? Nie chcesz jednak iść do skrzydła? – zapytała z troską Ginny. – Jak coś, to mogę iść z tobą.
Hermiona uśmiechnęła się lekko. Ginny tak o nią dbała! Była prawdziwą przyjaciółką. Ona i Harry. Hermiona zawsze mogła na tę dwójkę liczyć.
– Na pewno, Gin – odparła. – A pani Pomfrey ma pewnie gorsze przypadki do wyleczenia.
– No dobrze, niech ci będzie – odpuściła w końcu Weasley.
– Mam spore zaległości? – Hermiona zwróciła się do Harry'ego. Cieszyła się, że chodziła z nim na połowę zajęć i mogła przepisać notatki z niektórych przedmiotów od razu. A drugą połowę notatek załatwi sobie później.
– Nie było tak źle – odpowiedział chłopak. – Przynieść ci notatki? – spytał.
– Poproszę.
Harry odszedł, zostawiając dziewczyny same.
– No i miałam te zaklęcia z profesor Targaryen – odezwała się Ginny.
– Ach, tak? I jak było? – ożywiła się Hermiona. Przez spotkanie z Ronaldem zupełnie zapomniała o nowej nauczycielce.
– Hm, dziwnie... – zamyśliła się młodsza Gryfonka. – Trochę tak, jak na lekcjach z Umbridge. Zero praktyki, sama teoria. Ale chyba nie będzie tak przez cały czas. Targaryen powiedziała, że „ogarnie to jeszcze jakoś” i że następnym razem będzie lepiej.
Hermiona nie miała czasu, by nad tym pomyśleć, bo przyszedł Harry i rzucił książki i pergaminy na stolik.
– Nie było tak źle, co? – jęknęła na widok całkiem sporego stosu.
– Jesteś Hermioną. – Wyszczerzył się Harry. – Wierzę, że dasz radę.

4 komentarze:

  1. Szczerze?Nie podoba mi się to,ale przynajmniej nie wyję jak ranny łoś niczym przy czytaniu pierwszego rozdziału.3/10...
    ~Limonka

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozwala mnie u ciebie mnóstwo rzeczy: od bohaterów po ich charaktery i zachowania xd
    Ja w życiu bym nie potrafiła w taki sposób o tym wszystkim pisać i tutaj wielki szacun za to, że ty umiesz i się z tym nie kryjesz ;) Oby tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  3. nudy nudy i jeszcze raz nudy ;-;

    OdpowiedzUsuń
  4. Ron w roli alkoholika, uśmiechający się Snape...moje najmroczniejsze wyobrażenia zostały spisane xd Co będzie dalej?
    Krzywołapa tak bardzo mi nie żal, bo nigdy za nim nie przepadałam. Jeden z najbrzydszych kotów jakie było mi dane oglądać.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń