–
Jak to „nowa nauczycielka zaklęć”? – Hermiona wytrzeszczyła
oczy na Neville'a. – A co z profesorem Flitwickiem? – spytała.
Neville
momentalnie pobladł.
–
Profesor Flitwick nie żyje – wyjaśniła spokojnie Ginny. –
Został wczoraj napadnięty w Hogsmeade przez grupę jakichś
zakapturzonych ludzi. Raczej nie byli to śmierciożercy, bo nie
mieli na sobie tych swoich fikuśnych masek. Biedny Flitwick...
najpierw go okradli, a później pobili na śmierć mugolskimi
pałkami – zakończyła grobowym tonem.
–
Okradziono go? Co mu zabrali? – Hermiona wiedziała, że nie
wypadało zadawać tego pytania świeżo po śmierci profesora, ale
nie potrafiła się powstrzymać.
–
Tego do końca nie wiadomo. Zanim go napadnięto, wychodził
ze Sklepu Zonka, więc całkiem możliwe, że artykuły, w które
tam się zaopatrzył – odpowiedziała Ginny.
Ta
sprawa wydawała się Hermionie bardzo podejrzana. Zakapturzone
postacie, okładające Flitwicka mugolskimi pałkami? Sam profesor,
robiący zakupy u Zonka? Cóż on, na Merlina, mógł tam
kupować? Nie potrafiła wyobrazić sobie malutkiego Flitwicka,
robiącego innym psikusy przy pomocy łajnobomb, kubków gryzących w
nos czy też charczących glizd.
–
No nie wiem czy to aż takie dziwne, Miona... – zaczęła Ginny,
kiedy Hermiona podzieliła się z nią swoimi rozmyśleniami. –
Flitwick miał już swoje lata, pewnie chciał się poczuć młodszy.
–
Ginny ma rację, nie ma w tym nic dziwnego! – zawołał Neville,
który cały czas przysłuchiwał się rozmowie dziewcząt, lecz
milczał z przerażenia.
Hermiona
była innego zdania, ale nie chciała się z nimi wykłócać, więc
zmieniła temat:
–
Gin, Lunie już się udało nakłonić cię do weganizmu? –
zwróciła się do przyjaciółki, uśmiechając się leciutko na
wspomnienie Luny Lovegood, rozwieszającej na ścianach szkolnych
korytarzy plakaty promujące weganizm. I chociaż Hermiona nie
planowała zostać weganką, bo za bardzo kochała jajecznicę na
bekonie, doceniała dobre chęci Krukonki. Niestety plakaty nie
powisiały zbyt długo, bo Ron Weasley, razem z pomocą Seamusa
Finnigana, podpalił je wszystkie.
–
Ciągle się zapominam i zjadam coś pochodzenia zwierzęcego –
odparła Ginny, czerwieniąc się lekko. – Mięsa już nie jem, ale
to za mało – dodała.
–
Nie przejmuj się tak, Ginny. – Neville pogładził dziewczynę po
ramieniu. – Nie jedząc mięsa też pomagasz zwierzętom, a na
weganizm przyjdzie pora, kiedy będziesz gotowa.
Sam
Neville został weganinem w piątej klasie, jakoś na początku
działalności Gwardii Dumbledore'a, kiedy to zaprzyjaźnił się z
Luną.
Resztki
śniadania zniknęły ze stołów i uczniowie oraz nauczyciele
zaczęli zbierać się na zajęcia. Hermiona zerknęła jeszcze raz w
kierunku stołu nauczycieli, na profesor Targaryen. Jakaś taka
dziwna była... Te srebrne włosy, fioletowe oczy... Nawet ubrana
była nietypowo, jak na czarodziejkę – w zwiewną, niebieską
sukienkę na ramiączkach. Nie było jej w niej zimno? I rozmawiała
ze Snape'em. Uśmiechającym się Snape'em, do cholery!
–
Szkoda, że zaklęcia mam dopiero pod koniec tygodnia – westchnęła
Hermiona, podnosząc się z ławy. – Gin, a ty kiedy je masz? –
spytała z nadzieją, że może uda jej się dowiedzieć czegoś o
nowej nauczycielce jeszcze przed czwartkiem.
–
Dzisiaj na dwóch ostatnich lekcjach – odparła Weasley.
–
To świetnie! Wieczorem opowiesz mi jak było! – ucieszyła się
Hermiona. – Dobra, ja zmykam na transmutację – rzekła gdy
opuściły Wielką Salę (Neville gdzieś się zapodział) i
podreptała w stronę schodów, które powinny prowadzić na pierwsze
piętro, jeśli akurat nie postanowił spłatać uczniom psikusa.
Nieoczekiwane
pojawienie się nowej nauczycielki sprawiło, że Hermiona zapomniała
na moment o Draco. Chwila zapomnienia niestety nie trwała długo.
Hermiona
szła korytarzem, prowadzącym do klasy od transmutacji i intensywnie
rozmyślała o śmierci Flitwicka, kiedy nagle potrąciła kogoś.
Przewróciła osobnika na podłogę i sama upadła prosto na niego.
–
Przepraszam! – jęknęła, otwierając oczy, które mimowolnie
zamknęła podczas upadku.
Draco! Leżała
na klatce piersiowej swojego byłego chłopaka, ich twarze były tak
blisko siebie. Miała ochotę dotknąć dłonią jego policzka i
pocałować jego miękkie usta. Powstrzymała się jednak od tego i
pozwoliła sobie jedynie na to, by spojrzeć w jego srebrne oczy.
Pożałowała,
że w nie spojrzała. Srebrne oczy Dracona w tamtej chwili były
takie... chłodne. Nie widziała w nich nawet odrobiny miłości.
–
Uważaj jak łazisz, brudna szlamo! – prychnął ze złością
Draco, spychając z siebie Hermionę.
Podniósł
się pośpiesznie z posadzki, otrzepał swoją szatę i ruszył przed
siebie dumnie wyprostowany. A Hermiona patrzyła, jak jej miłość
odchodzi. I próbowała się nie rozpłakać.
Dracon
Lucjusz Brajan Malfoy znienawidził ją. Była tego pewna.
***
Koniec
końców Hermiona nie pojawiła się ani na transmutacji, ani na
żadnych pozostałych poniedziałkowych zajęciach. Po tym jak Draco
nazwał ją brudną szlamą, zaszyła się w Pokoju Życzeń.
Spędziła w nim cały dzień, leżąc na srebrno-zielonej kanapie i
szlochając cicho w srebrno-zieloną poduszkę.
Powinno
ją cieszyć, że Draco nie próbuje jej odzyskać i czuje do niej
nienawiść. Bo przecież tego oczekiwała, prawda? Postarała się o
to doskonale. Ale „brudna szlama” wypowiedziana jego dźwięcznym
głosem tak piekielnie bolała. Hermiona poczuła się tak jak wtedy,
gdy na drugim roku Draco w przypływie złości powiedział to samo.
–
Muszę wziąć się w garść – powiedziała do siebie, kiedy
uspokoiła się odrobinę i otarła łzy wierzchem dłoni. – Już
pewnie po kolacji – mruknęła.
Nie
wiedziała, która była godzina, bo nie miała przy sobie zegarka,
ale miała wrażenie, jakby w Pokoju Życzeń spędziła wieki.
Czyli
miałam rację. Już po kolacji, pomyślała, gdy w
zielono-srebrnym pokoju pojawił się wielki zegar. Hermiona
zastanawiała się przez chwilę czy wracanie do Wieży Gryffindoru
ma jakikolwiek sens i czy spędzenie reszty życia w Pokoju Życzeń
nie byłoby odpowiedniejszym wyborem. Po chwili przypomniała sobie
jednak, że Ginny miała zdać jej relacje z lekcji zaklęć.
–
No dobra, Miona, pora się ruszać – westchnęła po kolejnych
kilkunastu minutach i wstała w końcu z kanapy.
Hermiona
wyszła z Pokoju Życzeń.
–
Proszę, proszę, kogo my tutaj mamy – usłyszała bardzo złośliwy
głos.
Naprzeciw
Hermiony, pod gobelinem z Barnabaszem Bzikiem i trollami, stał
Ronald Weasley z wrednym uśmieszkiem na brzydkiej twarzy.
Hermiona
postanowiła zignorować Weasleya i skręciła w lewo, gdzie
znajdował się pokój wspólny Gryfonów. Przeszła jedynie kilka
kroków, bo Ron pobiegł za nią i zacisnął palce na jej
nadgarstku. Hermiona poczuła, jak jego brudne, zaniedbane paznokcie
wbijają się w jej skórę.
–
Puszczaj mnie! – zawołała, próbując wyswobodzić rękę z
żelaznego uścisku chłopaka. Niestety nie była wystarczająco
silna i jej próby spełzły na na niczym.
Ron
zaśmiał się szyderczo, przybliżając swoją twarz do ucha
Hermiony. Śmierdziało od niego alkoholem.
–
Słyszałem, jak twój Malfoy nazwał cię szlamą – oświadczył
agresywnie. – Dobrze ci tak, kochanico ślizgonów! Zasłużyłaś
sobie! Mogłaś mieć mnie, ale wybrałaś blondaska. Bo co? Bo ma
forsę, a ja nie? Jesteś płytką, nic nie wartą, lecącą na
pieniądze wywłoką! Zasłużyłaś na najgorsze! – zaczął
krzyczeć, opluwając się przy tym.
Hermiona
odsunęła się od Rona najdalej jak mogła, biorąc pod uwagę fakt,
że ten nadal ją trzymał. Zrobiło jej się niedobrze, kiedy
zobaczyła, jak po jego brodzie cieknie strużka śliny.
–
Opanuj się, Ron – szepnęła błagalnym tonem.
Hermiona
bała się. Ron był nieobliczalny. Na przykład w zeszłym roku wlał
do soku dyniowego Draco truciznę. Na szczęście sam ją uwarzył, a
że był kiepski z eliksirów, to Draconowi nic się nie stało (nie
licząc wysypu krost na twarzy, z którymi pani Pomfrey poradziła
sobie przy pomocy jednego zaklęcia).
–
Och, ja jestem bardzo opanowany! – zawołał gniewnie rudzielec. –
Jestem oazą spokoju – zasyczał niczym wąż, gatunek
zwierzęcia, którym tak bardzo gardził.
–
Proszę, puść mnie, jesteś pijany – wyszeptała Hermiona. Cała
trzęsła się ze strachu. Mogła mieć tylko nadzieję, że Weasley
był zbyt pijany i zdenerwowany, by zwrócić na to uwagę. Nie
chciała, żeby wiedział, iż się go boi.
–
Sama jesteś pijana, ty szlamo – warknął Ron,
popychając Hermionę na ścianę. – Jeszcze się spotkamy –
zagroził i odszedł zostawiając dziewczynę samą.
Hermiona
dotknęła tyłu głowy i poczuła na palcach lepką krew. Bolała ją
czaszka, ale nie na tyle mocno, żeby musiała iść do skrzydła
szpitalnego. Zresztą... Hermiona nie chciała tłumaczyć się
pielęgniarce, jak doszło do zranienia. Jeszcze Ron w ramach zemsty
spróbowałby ponownie podpalić Krzywołapa, tak jak pod koniec
piątej klasy. Kot, chociaż żył, do teraz pozostał łysy i żadne
mazie, eliksiry i lekarstwa nie pomagały w odrastaniu sierści.
Minęło
dobre piętnaście minut zanim udało jej się uspokoić. I chociaż
dłonie nadal jej się trzęsły, była pewna, że jej żołądek
uspokoił się wystarczająco i nie zwymiotuje. Odetchnęła kilka
razy głęboko i ruszyła w końcu do Wieży Gryffindoru.
Pokój
wspólny Gryfonów – jak zwykle o tej porze – był bardzo
zatłoczony. Hermiona z trudem wyłapała wzrokiem Ginny, siedzącą
gdzieś w kącie razem z Harrym.
Granger
przywołała na twarz niezbyt szczery uśmiech i podeszła do
przyjaciół.
–
Cześć – mruknęła.
–
Dlaczego nie było cię dzisiaj na zajęciach? – spytał
podejrzliwie Harry, darując sobie jakiekolwiek słowa przywitania.
–
Źle się czułam – skłamała Hermiona, uśmiechając się krzywo.
Dla lepszego efektu chwyciła się za brzuch. – Chyba jajecznica mi
zaszkodziła – dodała, siadając na krzesełko obok Harry'ego.
–
Och, biedaczko! Ale już ci lepiej, tak? Byłaś z tym u pani
Pomfrey? – zamartwiała się Ginny.
–
Tak, już czuję się lepiej. A w skrzydle nie byłam. Stwierdziłam,
że to pewnie od tej jajecznicy i nie ma sensu zawracać pani Pomfrey
głowy. Przeleżałam cały dzień w dormitorium – kłamała jak z
nut Hermiona. – Znaczy nie do końca cały, bo jak poczułam się
lepiej, to poszłam do biblioteki – dodała pośpiesznie, zdając
sobie sprawę z tego, że przyjaciele najprawdopodobniej zauważyli,
jak wchodziła do pomieszczenia przez dziurę w portrecie.
–
Na pewno czujesz się lepiej? Nie chcesz jednak iść do skrzydła? –
zapytała z troską Ginny. – Jak coś, to mogę iść z tobą.
Hermiona
uśmiechnęła się lekko. Ginny tak o nią dbała! Była prawdziwą
przyjaciółką. Ona i Harry. Hermiona zawsze mogła na tę dwójkę
liczyć.
–
Na pewno, Gin – odparła. – A pani Pomfrey ma pewnie gorsze
przypadki do wyleczenia.
–
No dobrze, niech ci będzie – odpuściła w końcu Weasley.
–
Mam spore zaległości? – Hermiona zwróciła się do Harry'ego.
Cieszyła się, że chodziła z nim na połowę zajęć i mogła
przepisać notatki z niektórych przedmiotów od razu. A drugą
połowę notatek załatwi sobie później.
–
Nie było tak źle – odpowiedział chłopak. – Przynieść ci
notatki? – spytał.
–
Poproszę.
Harry
odszedł, zostawiając dziewczyny same.
–
No i miałam te zaklęcia z profesor Targaryen – odezwała się
Ginny.
–
Ach, tak? I jak było? – ożywiła się Hermiona. Przez spotkanie z
Ronaldem zupełnie zapomniała o nowej nauczycielce.
–
Hm, dziwnie... – zamyśliła się młodsza Gryfonka. – Trochę
tak, jak na lekcjach z Umbridge. Zero praktyki, sama teoria. Ale
chyba nie będzie tak przez cały czas. Targaryen powiedziała, że
„ogarnie to jeszcze jakoś” i że następnym razem będzie
lepiej.
Hermiona
nie miała czasu, by nad tym pomyśleć, bo przyszedł Harry i rzucił
książki i pergaminy na stolik.
–
Nie było tak źle, co? – jęknęła na widok całkiem sporego
stosu.
–
Jesteś Hermioną. – Wyszczerzył się Harry. – Wierzę, że dasz
radę.
Szczerze?Nie podoba mi się to,ale przynajmniej nie wyję jak ranny łoś niczym przy czytaniu pierwszego rozdziału.3/10...
OdpowiedzUsuń~Limonka
Rozwala mnie u ciebie mnóstwo rzeczy: od bohaterów po ich charaktery i zachowania xd
OdpowiedzUsuńJa w życiu bym nie potrafiła w taki sposób o tym wszystkim pisać i tutaj wielki szacun za to, że ty umiesz i się z tym nie kryjesz ;) Oby tak dalej!
nudy nudy i jeszcze raz nudy ;-;
OdpowiedzUsuńRon w roli alkoholika, uśmiechający się Snape...moje najmroczniejsze wyobrażenia zostały spisane xd Co będzie dalej?
OdpowiedzUsuńKrzywołapa tak bardzo mi nie żal, bo nigdy za nim nie przepadałam. Jeden z najbrzydszych kotów jakie było mi dane oglądać.
Pozdrawiam!