–
Nie możesz mnie zostawić – rzekł drżącym głosem Draco,
patrząc w brązowe oczy swojej ukochanej. – Hermiono, nie
możesz... Po prostu nie możesz...
–
Draco, mój kochanku, tak mi przykro, ale to jedyna szansa. –
Hermiona starała się patrzeć wszędzie, byleby nie w stalowe
tęczówki Dracona. Wiedziała, że jeśli tylko w nie spojrzy, nie
zrobi tego, co powinna zrobić już kilka tygodni temu.
–
Szansa? Niby na co? Na twój romans ze Snape'em? – spytał chłopak,
maskując ogarnięte smutkiem brzmienie swojego głosu porcją
sarkazmu i ironii. – Bo chyba nie na naszą wspólną przyszłość,
którą planowaliśmy! – zawołał gniewnie.
Hermiona
uśmiechnęła się czule pod nosem. Draco potrafił być zmienny
niczym pogoda jesienią, ale kochała go za to.
Nie.
Nie kochała. Nie mogła. Musiała wyzbyć się uczuć do
jasnowłosego Ślizgona dla jego dobra. Nie chciała pociągnąć go
za sobą na dno.
–
Draco, musimy się rozstać. Twój ojciec... Jeśli nasz romans się
wyda, to będziesz skończony. On cię wydziedziczy – szepnęła
Hermiona, spoglądając w końcu na ukochanego.
Skąpany
w księżycowym blasku Draco wyglądał tak pięknie i tajemniczo.
Kosmyki blond włosów opadały nieśmiało na jego arystokratyczne,
dumne czoło. Jego przystojna twarz, wyglądająca niczym dzieło
najwybitniejszego rzeźbiarza, nie wyrażała w tamtym momencie
żadnych uczuć. Jedynie w przypominających srebrne tarcze księżyca
oczach, Hermiona potrafiła dostrzec jakieś uczucia. I widziała w
tych oczach miłość. I rozczarowanie. Rozczarowanie jej
postępowaniem.
–
Kocham cię, Miona – powiedział w końcu Draco. – Kocham tylko
ciebie. Nie potrzebny mi majątek rodziny, nie potrzebne mi uznanie
reszty Ślizgonów. Wystarczysz mi tylko ty.
Hermiona
wbiła wzrok w swoje srebrne pantofle. Cóż za ironia. Srebrne
pantofle, srebrne oczy i srebrny księżyc, który będzie świadkiem
naszego rozstania, pomyślała.
–
Ale ty mi nie wystarczasz, Malfoy – rzekła chłodnym, tak
niepodobnym do niej głosem.
–
Słucham? – Draco popatrzył na nią z niedowierzaniem.
–
To co słyszysz, ślizgoński bawole. Nie wystarczasz mi –
prychnęła z pogardą Gryfonka. – Właściwie to nawet mi się nie
podobasz, nigdy nie podobałeś. Byłam z tobą dla zabawy. Chciałam
sprawić, żebyś się we mnie zakochał, a potem cię zostawić.
Porzucić za karę za te wszystkie okropne rzeczy, które wyrządziłeś
mi i moim przyjaciołom. Nic dla mnie nie znaczysz, Malfoy. Zupełnie
nic.
Draco
otwierał i zamykał usta niczym ryba wyjęta z wody, a jego piękne
oczy wyglądały, jak gdyby zaraz miały wypaść z oczodołów.
Hermiona nigdy wcześniej nie widziała Dracona w takim stanie. I
wolałaby nie widzieć, ale wiedziała, że było to konieczne.
Inaczej na pewno nie odpuściłby łatwo.
–
Malfoy, może wrócisz do lochów, gdzie twoje miejsce, co? –
zapytała ostro Hermiona.
Draco
nie odpowiedział, ale posłusznie opuścił pomieszczenie,
zostawiając dziewczynę samą w Wieży Astronomicznej.
Hermiona
oparła się o ścianę, by po chwili osunąć się po niej na
podłogę. Podciągnęła kolana pod brodę i zacisnęła mocno oczy,
próbując się nie rozpłakać. Nie wyszło, samotna łza spłynęła
po policzku dziewczyny.
Obudził
ją trzepot czyichś szat. Otworzyła powoli oczy i rozejrzała się
wokół zaskoczona tym, że nadal znajduje się na szczycie Wieży
Astronomicznej. Westchnęła głośno – zimna posadzka nie była
najlepszym miejscem na drzemkę, teraz bolały ją wszystkie kości.
–
Postąpiłaś właściwie, Granger – Hermiona usłyszała aksamitny
głos Severusa Snape'a. No tak, jego obecność wyjaśniała trzepot
szat, który ją zbudził.
Zerknęła
niepewnie na nauczyciela eliksirów. Mężczyzna zmienił się przez
te wakacje. Jakby... wyprzystojniał? Jego krucze włosy sięgające
ramion, niegdyś tłuste, teraz wyglądały na niezwykle miękkie i
zadbane, a ziemista cera zdawała się być... mniej ziemista?
–
Wiem – rzekła posępnie Hermiona.
Bolało.
Bolało jak cholera, ale Snape miał rację – postąpiła słusznie.
Draco miał zadanie do wykonania i nie mogła go rozpraszać swoją
obecnością. Wiedziała tylko tyle, że to, co musiał zrobić Draco
było złe. Złe, ale konieczne, by mógł żyć – Severus
powiadomił ją o tym na początku roku szkolnego, kiedy prosił,
żeby zerwała ze swoim, już byłym, chłopakiem.
–
Wstawaj, Granger, jest już po trzeciej. Odprowadzę cię do wieży,
nie będziesz błąkać się po nocach sama – westchnął Snape,
podając dłoń dziewczynie. Hermiona pochwyciła ją niepewnie i już
po chwili stała na równych nogach.
Opuścili
Wieżę Astronimiczną i szybkim tempem ruszyli w stronę pokoju
wspólnego Gryfonów. Milczeli. Snape nie odzywał się wcale, a i
Hermiona nie miała ochoty na pogawędki. Nie otrząsnęła się
jeszcze po zerwaniu z Draconem. I wątpiła w to, że otrzęsie się
szybko – miała wrażenie, jakby jej serce pękło na kawałki.
Czuła, że znowu ściska ją w gardle. Och, tak bardzo starała się
nie rozpłakać! Nie przy nauczycielu...
Zatrzymali
się w końcu przed portretem Grubej Damy.
–
„Ale nauczyłem się, że można żyć dalej, bez względu na to,
jak niemożliwe się to wydaje, i że ból... łagodnieje. Nie mija
całkowicie, lecz po pewnym czasie nie jest już taki dominujący”
– rzekł nieoczekiwanie Snape, patrząc gdzieś ponad ramię
Hermiony. – Słowa Nicholasa Sparksa. Jeszcze ich nie spisał.
Hermiona
zamrugała oczami zdziwiona. Cóż to miało znaczyć? Severus Snape
rzucający od tak cytatami? I o co chodziło z tym, że ten cały
Nicholas Sparks jeszcze tego nie spisał? Snape był jasnowidzem?
–
Dobranoc, Granger. – Snape skinął głową i odszedł, zostawiając
Hermionę w towarzystwie Grubej Damy.
–
Jajogłowy – Hermiona podała hasło i weszła do pokoju wspólnego.
Ruszyła do dormitoriów dziewcząt, mając nadzieję, że uda jej
się zasnąć.
***
Nie
zasnęła. Wierciła się w łóżku przez ponad dwie godziny lecz w
końcu, gdy zaczęła dochodzić szósta, zwlokła się z niego.
Weszła do łazienki, wykonała poranne czynności, przebrała się w
szkolne szaty i pomalowała lekko, by zamaskować oznaki zmęczenia.
Hermiona nie chciała, żeby Draco zauważył w jak wielkiej rozsypce
była. Wtedy domyśliłby się, że okłamywała go, mówiąc iż nic
do niego nie czuje. Mogła mieć tylko nadzieję, że urażona duma
Dracona sprawi, że ten ją zignoruje.
Hermiona
wróciła z powrotem do dormitorium.
Lavender
Brown i Parvati Patil – chociaż już obudzone – nadal leżały
na swoich posłaniach. Fay Dunbar, jak zwykle zniknęła zanim
wszystkie dziewczęta zdążyły się obudzić. Hermiona
podejrzewała, że Fay wymknęła się z dormitorium, kiedy ona sama
przewracała się z jednego boku na drugi.
–
Cześć, dziewczyny – przywitała się ze współlokatorkami.
–
Cześć, Miona – uśmiechnęła się Parvati.
Lavender
spojrzała jedynie na Hermionę nienawistnie, nic nie mówiąc. Kiedy
Hermiona zaczęła spotykać się z Draco, mocno pokłóciła się z
Ronem i zerwała z nim przyjaźń na dobre. Brown była lojalna wobec
rudzielca, z którym była w związku jakoś od połowy piątej klasy
i wiedząc, że ten nienawidzi Hermiony – sama okazywała jej
niechęć. Nie, Hermionie nie było z tego powodu przykro. Raczej
bawiła ją ta sytuacja i współczuła Lavender tego, że nie
potrafi mieć własnego zdania i zachowuje się w sposób w jaki jej
„mężczyzna” oczekuje, żeby się zachowywała. To było
żałosne. Hermiona nigdy by się tak Draco nie podporządkowała.
Draco. Wszystko
sprowadzało się do Draco, a ona musiała o nim zapomnieć.
–
Okey, to ja się zbieram – powiedziała Hermiona, zarzucając torbę
na ramię i wychodząc z dormitorium.
Zastanawiała
się przez chwilę czy nie poszukać Ginny. Opowiedziałaby
przyjaciółce o zerwaniu z Draco, wypłakała się na ramieniu,
wysłuchała słów pocieszenia... Może poczułaby się po tym
chociaż odrobinę lepiej?
Hermiona
już dotykała klamki do drzwi dormitorium dziewcząt z piątego
roku, ale prędko cofnęła rękę. Nie mogła ciągle zadręczać
Ginny swoimi problemami. Dziewczyna miała własne sprawy na głowie
i – chociaż nie mówiła tego głośno – Hermiona była pewna,
że nie ma ochoty wysłuchiwać jej ciągłego biadolenia. Już w
zeszłym roku, kiedy Hermiona zerwała przyjaźń z Ronem, a jej
związek z Draconem był jeszcze niepewny, Ginny poświęciła jej
wystarczająco dużo swojego czasu. Tym razem Hermiona nie chciała
zawracać jej głowy.
Zeszła
schodami w dół, do pokoju wspólnego, i usiadła na kanapie przed
kominkiem. Do śniadania została jeszcze niecała godzina, więc
miała czas, by poczytać. Wyjęła z torby podręcznik z historii
magii i zaczytała się w lekturze.
Czytanie
o rebeliach goblinów skutecznie odciągnęło jej myśli od Draco, a
czas jakby przyśpieszył i nim się obejrzała pokój wspólny
napełnił się hordą Gryfonów. A później nawet nie zauważyła,
jak wszyscy opuszczają pomieszczenie i dopiero wtedy, gdy pokój
zupełnie opustoszał, zdała sobie sprawę z tego, że śniadanie
już dawno się rozpoczęło.
Hermiona
wbiegła do Wielkiej Sali, niemal potykając się o własne nogi.
Zaklęła brzydko pod nosem, widząc jak uczniowie odrywają się od
swoich talerzy i patrzą prosto na nią.
Nie
patrz na stół Slytheriniu. Nie patrz na stół Slytherinu.
– nakazywała sobie w myślach, podchodząc do stołu
Gryfonów. Miała nadzieję, że Draco jej nie zauważył. Jeszcze
pomyślałby, że przejęła się ich zerwaniem i to dlatego spóźniła
się na śniadanie! I chociaż było w tym sporo prawdy, wiedziała,
że on nie może się o tym dowiedzieć.
Usiadła
pomiędzy Ginny a Neville'em, skinęła im krótko głową na
przywitanie i nałożyła sobie porcję jajecznicy na talerz. Nie
miała apetytu. Najchętniej zagłodziłaby się na śmierć,
uprzednio głodząc Draco, by mogli istnieć długo i szczęśliwie w
zaświatach. Bez Voldemorta i wojny, która – jak przeczuwali
wszyscy – miała wkrótce nadejść.
–
Hermiono, wszystko w porządku? – spytała nieoczekiwanie Ginny.
Widelec
Hermiony zawisł w powietrzu.
– W
jak najlepszym – odpowiedziała, przełykając głośno ślinę.
–
Wyglądasz, jakby stado jednorożców po tobie przebiegło, ale w
porządku, jeśli nie chcesz, to nie mów. – Ginny spojrzała na
Hermionę z troską po czym założyła jej za ucho zabłąkany
kosmyk włosów. – Ale wiedz, że jestem twoją przyjaciółką i
zawsze chętnie cię wysłucham i, jeśli będę w stanie, pomogę.
Wiesz gdzie mnie znaleźć, jeśli zmienisz zdanie i zechcesz mi
powiedzieć o tym, co cię trapi.
Hermiona
skinęła jedynie głową i wróciła do grzebania widelcem w
jajecznicy.
–
Hej, kto to jest? – zapytała nagle, wskazując głową na stół
nauczycieli.
Dopiero
teraz dostrzegła, że miejsce profesora Flitwicka zajmuje piękna,
młoda kobieta o srebrzystobiałych włosach i fiołkowych oczach.
Siedziała dumnie wyprostowana, w jej postawie Hermiona dostrzegała
jakąś... moc? Potęgę? Wielkość? Nie potrafiła tego nazwać,
ale kobieta przywodziła jej na myśl tajemniczą królową,
pochodzącą z odległych krain.
– To
Daenerys Targaryen, nowa nauczycielka zaklęć – wyjaśnił
Neville.
Słabe. Pozdro dla tych, którym się to podoba, lol.
OdpowiedzUsuńTwoje hejty nie robią na mnie wrażenia i będę rozwijał tę historię nadal. Nie myśl sobie, że przez Ciebie zrezygnuję z pisania, anonku.
UsuńCzy ten osobnik, ma w ogóle jakieś konkretne argumenty, za uznaniem rozdziału jako "słaby".
UsuńCzy też bardziej chodziło tu o coś... innego? ;/
Okey.- Fajnie się czyta, porównania i ogólne dialogi.- udane! Trochę namieszane w uczuciach. Hermi, zakłamana po pas ( lubię to) i nie mam nic przeciwko. KURCZE DANKA! Chcę już czytać lekcje w jej wykonaniu (ale nadal szczerze wierzę, w to że powinna zostać nauczycielką ONMS! To by było epickie!). Błagaaam połącz mi tam Neville'a z Luną. Będzie odlot! <3
OdpowiedzUsuńNajwiększym atutem jest ta oryginalność i się tego trzymaj. (ale utłukę za Ginny!) (PS: Czy mi się wydaje czy Ginny będzie podrywać Herm! o.O)
OBY NIE xd
Pozdrawiam :*
Super. Czekamy na ciąg dalszy. ~Niali Koroshitene
OdpowiedzUsuńAaaaaaaa czekam na kolejny rozdział :)
OdpowiedzUsuńMi się jakoś nie podoba.(to moje zdanie, nie żaden hejt) Pisz dalej bo naprawdę masz talent, Powodzenia!
OdpowiedzUsuńPowiem prosto z mostu: masz naprawdę interesujący i ekscentryczny pomysł na historię :) Już pierwszy rozdział czytało mi się przyjemnie, choć muszę się dopiero przyzwyczaić do tych "nowości" wprowadzonych tu przez Ciebie xd
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa zajęć prowadzonych przez Daenerys i ogólnie przedstawienia jej osoby przez Ciebie.
Pozdrawiam!