7 maj 2017

09. Dwa oblicza Dracona Malfoya

– Jesteś pewna, że to ona cię zaatakowała? – zapytał Harry, zdejmując okulary, i przetarł zaparowane szkiełka.
– Jestem – odszepnęła Hermiona, ścierając spływające po policzkach łzy.
Ginny przytuliła przyjaciółkę, a Cedrik zmarszczył czoło.
– Myślicie, że ta Greengrass porwała waszą przyjaciółkę? – zapytał i wstał z krzesła, po czym zaczął krążyć w kółko, myśląc intensywnie.
– Jeśli zaatakowała Hermionę... – mruknęła Ginny, gładząc Granger po dłoni, a ta wzdrygnęła się mimowolnie, odsuwając się lekko.
– Musimy powiadomić dyrektora o nowych poszlakach – zawołał Harry, myśląc jasno.
– Masz rację, Harry. – Cedrik skinął głową.
– Biedna Luna – szepnęła Ginny łamliwym głosem. – Była taka dobra...
Hermiona zgodziła się z przyjaciółką w duchu. Luna była niesamowita z tą swoją dobrocią płynącą z jej prostego serca. Tak dzielnie walczyła o dobro zwierząt, nie przejmując się, że inni spalali jej próby naprawienia świata. Hermiona pomyślała absurdalnie, że jednak przejdzie na weganizm, pomimo miłości do jajecznicy z bekonem, by oddać hołd Krukonce.
Bredzę, jakby Luna już była martwa, pomyślała dziewczyna przygnębiająco. Przecież na pewno nic jej nie jest. Proszę...
***
Nastał grudzień, a Luna i Daphne nie odnalazły się. Biały śnieg przykrył zamek i błonia jak miękka pierzynka, ale Hermiona nie potrafiła zachwycać się tym widokiem jak za dawnych lat. Uleciała z niej cała radość życia.
– Hermiono...?
Uniosła głowę znad pergaminu i zesztywniała. Przed nią stał Ron Weasley z miną zbitego pieska.
– T-tak? – szepnęła, przełknąwszy ślinę. Co jeśli znów mnie zaatakuje? Chociaż nie... jesteśmy w bibliotece... Nie odważy się...
– Chciałem cię przeprosić – szepnął skruszony rudzielec, a Hermiona zaśmiała się histerycznie.
– Upokorzyłeś mnie i zraniłeś. Fizycznie...!
– Ciszej – poprosił Ron, rozglądając się na boki, a kiedy zorientował się, że żaden uczeń ani pani Pince się tym nie zainteresowali, powiedział: – Wiem... nie powinienem tak się zachowywać... bardzo przepraszam...
Hermiona patrzyła na niego skonfundowana. Przepraszał ją? Och, i wyglądał tak szczerze? Może te lata przyjaźni nie przepadły...?
Po chwili oprzytomniała.
– Nie potrafię ci wybaczyć – szepnęła.
Chciała. Chciała, żeby było tak, jak dawniej, ale Ron wyrządził jej zbyt wiele krzywd psychofizycznych. I nie tylko jej... Przecież podpalił Krzywołapa! Razem z Seamusem spopielili plakaty Luny... Nie, Hermiona nie potrafiła mu tego wybaczyć, nawet jeśli chciała.
Ron skinął głową.
– Rozumiem – szepnął. – To... cześć. – I obrócił się na pięcie, zostawiając Hermionę samą.
Pierwszy raz widzę go w tym roku trzeźwego i nie będącego pod wpływem magonarkotyków, pomyślała.

Wychodząc z biblioteki piętnaście minut później, natknęła się na Dracona stojącego w kącie. Spojrzała na niego tylko fragmentem oka i nostalgicznie ruszyła wzdłuż korytarza. Ona i Draco to już przeszłość...
– Granger. – Blondyn złapał ją za nadgarstek.
Hermiona zatrzymała się zdziwiona i dokładnie pięć sekund później Draco przypierał ją do ściany. Zbliżył usta do jej ucha i już myślała, że ją tam pocałuje, ale on zwyczajnie splunął do wnętrza jej narządu słuchu.
– Suka – syknął, kiedy spojrzał jej w oczy, uśmiechając się drapieżnie.
Szatynka poczuła jak do oczu napływają jej łzy. Jestem suką? – pomyślała. Kiedyś nazywał mnie „swoją ukochaną”, a ja jego „moim kochankiem”... Na samo wspomnienie zaszlochała donośnie.
– Nie wyj jak syrena, kretynko – powiedział Draco pogardliwie. – Twoje łzy nie robią na mnie wrażenia. – To powiedziawszy splunął na buty dziewczyny, wyprostował się z godnością i odmaszerował do biblioteki, gdzie przywitał panią Pince uprzejmym „dzień dobry, madame”.
Hermiona otarła rękawem wilgotne od łez policzki.
***
Draco i Astoria siedzieli w kącie w pokoju wspólnym Ślizgonów. Platynowy blondyn przyglądał się dziewczynie i kawałku pergaminu, na którym kreśliła coś na kształt mapy. Dziwnej, poplątanej mapy z mnóstwem korytarzy.
– Co to za budynek? – spytał Draco, unosząc brwi. – Chyba nie Hogwart?
Policzki Astorii zaróżowiły się uroczo (nie uroczo, urocza jest tylko Hermiona, zganił się Draco w myślach), a ona sama spojrzała niego niepewnie.
– T-to ścieżki w Zakazanym Lesie... Wiem, że nie mam talentu – szepnęła dziewczyna zawstydzona. – Daphne w dzieciństwie lubiła chodzić po lasach i szukać magicznych grzybów. Pomyślałam, że może zabrała Lunę Lovegood do przyszkolnego lasu. Ale... nie bardzo orientuję się w jego rozmieszczeniu i to tylko taki... luźny przykład mapy.
– Rozumiem – powiedział Draco, skinąwszy głową, chociaż tak naprawdę w ogóle nie orientował się, co ta mapa przedstawiała. W życiu nie uznałby jej za zakazany las, gdyby Astoria nie wyznała mu prawdy. – Więc myślisz, że Daphne...
– ...porwała Lovegood i zamierza ją skrzywdzić? – zapytała dziewczyna, a kiedy Dracon ponownie skinął głową, wyszeptała: – Niech Merlin ma tę Krukonkę w opiece.
Ślizgon trzeci raz z rzędu skinął głową.
– Niech Merlin ma ją w opiece – zgodził się z Astorią. – Ja już muszę iść, Astorio, dałem Demonowi i Pansy słowo, że dzisiaj ich nie wystawię. Jutro będziemy kontynuować nasze detektywistyczne spotkanie, przepraszam, że dzisiaj tak wyszło. Do zobaczenia.
Draco ujął dłoń Astorii i ucałował ją po dżentelmeńsku.
Ech, że też Blaise i Pansy wciąż mają ochotę na alkoholowe libacje, pomyślał zrezygnowany, wychodząc na korytarz. Kiedy tyle się dzieje...
Wzdrygnął się nagle, przypominając sobie jak jakiś miesiąc temu na jednym z piątkowych spotkań Zabini zaprosił Daphne, chcąc ją wyrwać na jedną noc (Blaise zawsze wyrywał panny tylko na jedną noc, twierdził, że to dlatego, iż jest młody i różnego seksu chce w życiu spróbować), a ta modliszka przyczepiła się do Draco.
Zrobiło mu się niedobrze, kiedy umysł podsunął mu obraz starszej Greengrassówny w stroju, który więcej odkrywał niż zakrywał. I pomyśleć, że Astoria jest z tą suką spokrewniona! Przecież Tori to dama!
Draco był w połowie drogi do Pokoju Życzeń, kiedy mroczny znak na jego lewym przedramieniu zaczął go nieznośnie piec. Czarny Pan kolejny raz dał mu znać, żeby się pospieszył z wypełnieniem misji.
– Jak ja mam tego teraz dokonać, kiedy my nie jesteśmy razem? – szepnął zrezygnowany, a do oczu napłynęły mu łzy bezradności.
Dodatkowym problemem była Greengrass, szwendająca się po lasach. Przez zaginięcie jej i Luny wymykanie się z zamku stało się niemal niemożliwe.
Och, Hermiono, niech wrócą te chwile, kiedy nasze życie było niemal proste, a największym problemami były kłótnie na boisku quidditcha, w których uczestniczyło tylko kilka garści Gryfonów i Ślizgonów, albo walka o Puchar Domów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz